Jezus schronieniem i pokarmem
Rdz 14,18-20; Ps 110; 1Kor 11,23-26; Łk 9,11b-17
Panie, tak bliski, że przyprawiasz o drżenie, pozwól drżeć z radości i szczęścia naszym sercom, że do nas przemawiasz i stajesz się dla nas pokarmem. Uzbrój nas mocą Świętego Ducha w to wszystko, co potrzebne, by wypłynęła woda życia, by Święty Duch obficie wylał się na nas z darem mądrości i rozumu, umiejętności, pobożności, bojaźni, byśmy mogli odkryć miejsce przy Tobie.
Niemały kłopot ma gromada Dwunastu skupiona wokół niekonwencjonalnego Jezusa. To zakłopotanie z pewnością łatwiej jest zrozumieć paniom, gospodyniom, które nagle odkrywają, że przygotowanych potraw nie starczy dla tych gości, którzy przyszli. Co za stres, co za przeżycie dotyka ich serc, one same najlepiej wiedzą.
Jezus w tej sytuacji, która spotyka Jego słuchaczy, nie traci czujności. Właściwie – mówi Łukasz – opowiada rzeszom o Królestwie Bożym, o działaniu Boga. Wyłapuje tych, którzy leczenia potrzebują i leczy, a kiedy dzień począł chylić się ku wieczorowi, pojawia się problem. Jezus chce mówić dalej, tylko w inny sposób. Towarzyszą temu inne gesty, ale dalej naucza.
Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie pielgrzymka Papieża do Polski i odwiedziny jednego z więzień. Ojciec Święty spotkał się nie z pospolitymi rzezimieszkami, ale ze skazańcami, którzy dopuścili się poważnych wykroczeń. Papież każdemu podawał rękę, witał się ze wszystkimi. Niektórzy płakali jak bobry. Ten gest też czegoś uczy. Papież wiedział i wie, że rzeczywistość przekazu ewangelicznego nie wyczerpuje się tylko w słowach. Gesty też uczą. Słowa uczą, przykłady pociągają – jak mówi przysłowie.
Zatem Chrystus nie traci czujności i chce pomóc. Właściwie wychodzi z inicjatywą cudu. Zwróćmy uwagę, że na pustyni pojawiła się już raz kwestia chleba. Kiedy Chrystus na pustyni był kuszony przez diabła – Powiedz kamieniowi, żeby stał się chlebem – nie uczynił cudu, a tu nikt Go o nic nie prosi. On sam widzi, że ma pomóc ludziom. To niewiele, które Mu przynoszą, rozmnaża i rozdaje w obfitości. Sam zaczyna rozwiązywać tę złożoną sytuację. Wchodzi przy tym w dialog z apostołami, uruchamia swoją wiedzę na temat stanu, w jakim się znajdują. Uczniowie proponują proste rozwiązania: Odpraw ich do domów. Sprawa się przedłuża, widzą, że robi się ciemno. Niewątpliwie jest też w nich odrobina troski o lud. Przystępując do Jezusa, mówią: «Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność; bo jesteśmy tu na pustkowiu». Jezus odpowiada krótko: «Wy dajcie im jeść.» To jest wasza sprawa, nie uciekajcie przed tymi rzeczami, które do was należą.
Droga siostro i drogi bracie, nie uciekaj przed osobami, którym masz dać jeść. Ale ja mam niewiele… Słowo nie mówi, że masz dać wiele. Daj to, co masz. I właśnie tu pojawia się często olbrzymi konflikt i problem, jaki mamy w kontaktach z Panem Bogiem. Bo my chcielibyśmy nieraz ślepo uszlachetnić się w odruchach serca, uporządkować sobie wszystkie modlitwy, pozbierać sobie łaski, a jak się uzbiera tyle, że uznamy, że jest ich wystarczająca ilość, to wtedy uważamy, że możemy wejść w jakiś kontakt z Panem Bogiem. Tymczasem Chrystus ma inne zdanie na ten temat.
Uczniowie odpowiadają: «Mamy tylko – tylko to ważne słowo – pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi». Jest odruch troski o lud. Chrystus naprawdę chce z nami się spotkać w tym stanie i przy tej ilości naszej kondycji, która aktualnie jest, nawet jak jest to niewiele wobec potrzeb i wyzwań. Nawet gdy to jest dla nas za głębokie. On nie mówi: Bądź już taki głęboki. Wstydziłbyś się, mógłbyś być już taki głęboki – tylko chce mnie w stanie, w którym jestem, bo tutaj może mi pomóc. Mam pięć chlebów i dwie rybki. Przynieś to, co masz. Nie porównuj się, droga siostro i drogi bracie, tylko przynieś to, co masz! I tym, co masz, z Nim rozmawiaj. Pozwól Mu poukładać cię po pięćdziesięciu, poukładać cię w odpowiedni sposób. Przynieś to, co masz i pozwól Mu wziąć to, co masz, a więc pięć chlebów i dwie ryby. Pozwól Mu spojrzeć w niebo w Twojej intencji z tym, co masz, i pozwól Mu odmówić nad tobą błogosławieństwo, połamać, przełamać w Tobie to wszystko, co egoizm krzywo skleił, i rozmnożyć. Rozmnożyć i rozdać tłumom.
Apostołowie mają koncepcję: niech znajdą sobie schronienie i żywność, a Jezus mówi, że On jest schronieniem i żywnością. On jest schronieniem i żywnością również dla ciebie. On jest moim pokarmem. On chce być tak cichy. W uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi, kiedy świętujemy z dużą pompą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, Pan wędruje po naszych miastach i wioskach, bo chce być schronieniem i żywnością, chce zajrzeć w te pięć chlebów i dwie ryby. Chce zajrzeć w ten stan – jak śpiewamy – zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi. Korzystają z tego też niewierzący, bo dzisiejszą uroczystość świętujemy dniem wolnym od pracy. Tak świętujemy to schronienie i żywność, jaką jest Chrystus dla mnie, dla ciebie, dla nas, dla naszego zbawienia.
Rzeczywistość rozmnożenia chleba to zerknięcie również do garnka. Jezus mówił do Marty: troszczysz się i niepokoisz o wiele, biegasz od kuchni do pokoju, nie siądziesz, nie zjesz, nie posłuchasz. A w scenie rozmnożenia chleba zagląda do garnka. Patrzy na tę trasę miedzy kuchnią a pokojem. I to też jest bardzo wyraźny sygnał, że On rzeczywiście staje się bliski każdej okoliczności życia! Staje się Chlebem, co go po Kościołach rozdają… Dla wierzącego nie ma miejsca, w którym nie mógłby doświadczyć obecności Chrystusa. Pana Jezusa rozpiera, dlatego dzisiaj wychodzi na ulice. Nie tylko dzisiaj, ale dzisiaj załapała się cała gromadka Jego wyznawców, którzy też szli za Nim – w różnych celach, niektórzy i w celach rekreacyjnych, czego pewnie również doświadczaliśmy . Nowa sukienka, nowa koszulka, buty, które w tym dniu były prezentowane... Ale dla nas istotna jest obecność Pana w konkretach życia. On chce być schronieniem i pokarmem. Dlatego przychodzi do nas.
Staje się tak nieskomplikowanie bliski, że jest na wyciągnięcie serca. Wprowadza nas w głębszą prawdę, bo jak wiemy, prawda objawia się stopniowo. Fascynacja Eucharystią wymaga stopniowego odkrywania.
Ta prawda o obecności Chrystusa pośród naszej codzienności jest do odkrycia tylko przez wiarę. Bez wiary nie da się potkać Boga, nie da się do Niego zbliżyć.
Wyobraźmy sobie, że na Mszę Świętą przychodzi ktoś niewierzący i pierwszy raz w niej uczestniczy. Patrzy na jakiegoś pana ubranego w kolorowe szatki, który podnosi złote naczynia, każe klękać, sam klęka. Mówi: Pan z wami... Co to znaczy dla kogoś, kto nie wierzy? – Nic. Zabobon. Co znaczy procesja w Boże Ciało dla kogoś, kto nie wierzy? – Ciemnota wyszła z kościoła. Do kogoś, kto nie ma wiary, te znaki nie przemawiają, do niego nie dociera miłość. Dlatego dzisiejsza uroczystość wymaga od nas również wiary – odnowienia wiary w bliskość Boga i przyjęcia Go do swojego serca.
Pamiętam jedną bardzo mocną sytuację. Kiedyś w czasie rozdawania Komunii Świętej pewni małżonkowie uklękli, ale nie przyjmowali Ciała Pańskiego. Obok znajdowały się ich dwie córki: starsza i młodsza. Ta druga była malutką dziewczynką. Starsza mogła już przyjąć Ciało Pańskie. Podszedłem do niej z Komunią Świętą, ona odpowiedziała amen i przyjęła Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Podszedłem też do mamy, bo klęczała, więc myślałem, że przyjmie Komunię, ale się schowała, podobnie jak tato. W pewnym momencie ta mała dziewczynka spojrzała na mamę i zapytała: Mamo, nie lubisz Ciała Chrystusa? Małe dziecko odkryło niezwykłą głębię i prawdę. Dlaczego nie przyjmujesz Ciała Chrystusa?
Kiedy dziś przyglądamy się Bogu, który przypomina nam o tym, że jest blisko naszej codzienności, że jest blisko każdej osoby, dziękujmy Mu za to, że na Niego zawsze można liczyć.
Kiedy dziś, po raz kolejny – na słowa wypowiadane w liturgii przez przewodniczącego zgromadzenia liturgicznego, przez prezbitera – Bóg pokornie przyjdzie w prostych znakach Chleba i Wina, uczyńmy to, do czego zachęca nas Benedykt XVI: Ten, kto z wiarą i miłością przeżywa Mszę Świętą, nie może nie doznać wstrząsu, nie może przejść obojętnie wobec tej chwili, w której Bóg pokornie zstępuje na ziemię i nie pozostaje nic innego, jak paść na kolana i wpatrując się w Niego w ciszy, dziękować Bogu, że moje życie jest przez Niego kochane. Nawet kiedy wiele w nim sknociłem, to zawsze jest nadzieja. Nadzieja związana z Osobą Jezusa Chrystusa, obecnego pod osłonę znaku Chleba i Wina.
Kimś, kto otworzyła mi oczy na Eucharystię, jest o. Maciej Zięba. Kiedy zobaczyłem, jak on traktuje Pana w Eucharystii, otworzyły mi się mi oczy i serce. Duch Święty nim się posłużył. Piękno, czułość i życiowość w podejściu do Eucharystii powaliły mnie na kolana. Wszystko we mnie krzyczało: To żyje! To rzeczywiście działa! A kiedy głębiej wnikam w prowadzenie przez Pana w odkrywaniu Eucharystii, mam świadomość, że również ogromną pomocą w przylgnięciu do Pana w Eucharystii – i to jest łaska – jest splot okoliczności związanych z moim narodzeniem. Mamusia mi opowiadała, że kiedy przychodziłem na świat, jej życie było zagrożone. Helikopterem transportowano krew i sąsiedzi przychodzili, żeby pomóc. Ta świadomość później do mnie docierała i w Eucharystii ona szczególnie się uwypukla, kiedy Jezus pozwala mi w swoim imieniu wypowiadać słowa: To jest kielich Krwi mojej. Ona jest tutaj dana, tak blisko. Krew za krew. Krew ratuje życie, pozwala cieszyć się życiem kapłańskim, w które Chrystus zechciał i mnie wprowadzić.
Składając to świadectwo nie chcę błyszczeć. Jestem szczęśliwy i czuję się osobą, którą Pan prowadzi. Oczywiście zawsze trzeba uważać. Chcę też zaświadczyć, że rzeczywiście potrzebna jest droga dojścia do Eucharystii, a kiedy się do niej dojdzie, to wchodzi się jeszcze głębiej. To jak z wodą u Ezechiela: najpierw wszedł po kostki, potem po kolana, po biodra, po szyję... Później musiał już płynąć… Taka to głębia. Ta stopniowość w objawianiu Eucharystii jest dana każdemu z nas, jako umiłowanych Pana.
W czytaniu z Księgi Rodzaju pojawia się nikomu nieznany kapłan Melchizedek. Nie ma rodowodu, chociaż zapowiada Chrystusa. Jest kapłanem Boga Najwyższego. Błogosławi Abrama po jakiejś walce. Wynosi chleb i wino. To sygnał od Boga, że prosty pokarm stanie się czymś więcej.
«Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi. Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów», który był obecny z tobą w trudnej dla ciebie sytuacji. Abram dał mu dziesiątą część ze wszystkiego. Trzeba coś z siebie skubnąć, coś ofiarować. Eucharystia też jest ofiarą. Nie wszystko tylko dla siebie. To zwyczaj przejęty ze Starego Testamentu, że zamawiając Eucharystię, coś od siebie daję, ofiarowuję również w sposób materialny. Sprawa kontrowersyjna, ale ma mnie to trochę szarpnąć. Oczywiście nie tak, żebym później nie wiedział, co do garnka włożyć, ale w taki sposób, żeby to była ofiara. Abram dał dziesięcinę ze wszystkiego. Nie oddał wszystkiego, ale dziesiątą część. Zapowiedź Eucharystii i nieodzownie z nią związanego kapłaństwa pojawia się w śpiewanym dziś psalmie: Jesteś kapłanem, tak jak Melchizedek. Przypomnijmy, że słowo kapłan – pontifex – oznacza kogoś kładącego most między Bogiem a człowiekiem. Chrystus jest tym kapłanem – Jesteś kapłanem, tak jak Melchizedek. Kładziesz pomost między Bogiem a człowiekiem. Pan przysiągł i nie będzie żałował: «Ty jesteś kapłanem na wieki, na wzór Melchizedeka».
Na koniec wchodzimy w klimat Koryntu, gdzie chrześcijanie wzrastają w trudnych warunkach. Kwitnie handel, ludzie biegają za pieniędzmi, pojawiają się córy Koryntu, rozbudowano sieć domów publicznych. Mimo wszystko tam chrześcijanie wzrastają w wierze. Św. Paweł pisze do nich listy, bo tam zakładał wspólnotę, więc przypomina: Ja otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę». Podobnie skończywszy wieczerzę wziął kielich, mówiąc: «Ten Kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej». – Nie będzie nowo otwartej sieci marketów ani towaru w promocji. Tu poleje się Krew, żebyśmy się pojednali z Bogiem, żebyśmy umieli do Niego wrócić. Abram dał dziesięcinę, a Jezus oddał całe życie – «Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę.» Tę prawdę Paweł otrzymał od Pana i ma przekazywać dalej, dlatego składa świadectwo. Nie błyszczy, nie chwali się, tylko przekazuje, co przeżywa. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Ilekroć wchodzicie w tajemnicę nabycia was dla Boga za cenę Jezusowej śmierci i zmartwychwstania. Jezus nam przypomina: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.
Drogie siostry i drodzy bracia, jak jest z naszym szacunkiem dla Eucharystii? Jak odpowiadamy na zaproszenie do udziału w niej? Eucharystia jest sprawowana codziennie w tylu kościołach, w tylu miejscach na świecie. Mogę w niej uczestniczyć również na tygodniu, jeśli nie przeszkadza to moim podstawowym obowiązkom. Żeby nie było tak, że siedzę w kościele i to jest mój świat. Mam siedzieć w kościele, żeby sprawniej żyć, wypełniać obowiązki. Pan Jezus nie chce nas ciągle w kościele.
Jak jest z moją odpowiedzią na zaproszenie do Eucharystii? Na karmienie się, na schronienie, jakiego udziela Bóg, wprowadzając nas w swój krwioobieg? Mama nosząca pod sercem dziecię przez jakiś czas kształtuje je z części swego ciała, ze swojej krwi. Jest bohaterką. Więcej daje Chrystus. Daje całego siebie.
Co z moim szacunkiem do Eucharystii?
Jak świadczę o niej? Czy zapraszam na nią innych? Bo Eucharystia nie jest dla mojego prywatnego utulenia, nie jest po to, żebym się satysfakcjonował. Przyjąłem Pana Jezusa, teraz się chowam, przeżywam prywatną audiencję, cicho mi tu! Eucharystia ma budować więzi z innymi ludźmi. Św. Paweł powie w innym miejscu: Dziwicie się, że jest tyle chorób między wami, tyle nieszczęść? A jak wy sprawujecie Eucharystię?
Jak wygląda sprawowanie Eucharystii przez nas? Sprawujemy ją wspólnie. Księdza tylko na czterdzieści pięć minut wystawia się przed ołtarz. Jak o niej świadczę wobec innych osób?
I kwestia ostatnia: Co robię z tym niewiele co mam? Co jest moim niewiele co mam, o co tak zabiega Pan Bóg? Święty Ambroży mówił, że jak przychodzimy Panu Bogu coś ofiarować, On nie tyle patrzy na to, co zostawiliśmy, ile na to, co zabraliśmy ze sobą, co zatrzymaliśmy dla siebie. On się nam daje cały, przyzwoitość nakazywałaby tak samo dla Niego się angażować.
Panie Jezu, dziękujemy Ci, że przekazujesz nam prawdę o swojej istocie, o swoim Ciele, swojej Krwi. Dziękujemy, że możemy Cię spotykać, zbliżać się do Ciebie. Daj, aby przynaglenie do spotkań z Tobą udzielało się też innym przez nasz styl życia, przez naszą codzienność, przez naszą rzetelność w podejściu do obowiązków, żeby inni patrząc na owoce naszych prac, chwalili Ojca, który jest w niebie.
Maryjo, Matko pięknej miłości, pokornie obecna i wsłuchana w słowo Pana, wypraszająca nam drogę dotarcia do Jego Serca, ogarniaj swoim ciepłem te miejsca w nas, w których brakuje czułości, w których gromadzi się substancja żrąca grzechu, egoizmu, zamykania w sobie. Wypraszaj nam czyste serce, wolne dla Boga, który daje się nam cały.
Z Panem! –
ks. Leszek Starczewski