Wyżużlowane serce
Tb (Wlg) 12,1.5-15.20; Tb 13; Mk 12,38-44
Panie, który przemawiasz do nas i kierujesz słowo rodzące wiarę, pomóż nam działaniem Świętego Ducha, aby nasze serca przyjęły, rozważyły i stosowały je w życiu, a przez to doświadczały, co to znaczy żyć w przyjaźni z Tobą.
W lekturze Bożego Słowa bardzo specyficzne jest to, że Pan Bóg, ukazywany przez autorów natchnionych, jest przyczyną, powodem, a jednocześnie celem wszystkiego.
Autor biblijny dostrzega w Bogu Kogoś, kto karze i okazuje miłosierdzie – jak powie psalmista – i wyprowadza z największej zagłady. I nie ma nikogo, kto by uszedł Jego ręki.
Tak jest przedstawiany Pan Bóg. Zresztą On na to poszedł, to znaczy zgodził się, uwzględnił mentalność autora, natchnął go i przez to ukazał prawdę o sobie. Rzeczywiście, nie ma na świecie nic takiego, co by wymknęło się spod wiedzy, mądrości, opatrzności Bożej. Kościół uczy, że Pan nie tylko stworzył świat, ale prowadzi go dalej i strzeże jego dziejów. To znaczy, historia nie jest biegiem przykrych wydarzeń, które tracą sens z dnia na dzień, kiedy się je analizuje, a szczególnie, kiedy akcentuje się ich złe strony i konsekwencje, ale jest to ciąg sensownych momentów objawiania się miłości Boga. Tak autor natchniony patrzy na wszystkie wydarzenia.
Bóg rzeczywiście karze, czyli dopuszcza konsekwencje ludzkich czynów, w momencie, kiedy już nic innego nie pomoże. Jeden z jezuitów mówił – Marcin Jakimowicz przywołuje te słowa w książce „Pełne zanurzenie” – że nie pomogło stworzenie, obdarzenie miłością, nie pomogło przymierze z Abrahamem, nie pomogły przykazania, nie pomógł Mojżesz, cała działalność proroków. Wtedy Pan zesłał niewolę. Lud nie chciał słuchać przykazań, nikt się nimi nie przejął. Przyszła niewola...
Dopuszczenie kary niewoli ma jeden cel: Kiedy nawrócicie się do Niego całym sercem i z całej duszy, aby postępować przed Nim prawdziwie, wtedy On zwróci się do was i już nigdy nie zakryje oblicza swego przed wami. Celem jest zbliżenie się do oblicza Boga. Bycie bliżej Boga.
Pan dopuszcza takie sytuacje – nawet kiedy posyła nas do Otchłani. Psalmista w Psalmie 88 mówi, że jest schodzącym do Szeolu. Jeżeli Pan Bóg dopuszcza tak trudne doświadczenia, ma w tym cel. On widzi sens. Nieraz się zastanawiamy: Panie Boże, czy rzeczywiście musiało aż do tego dojść?... Ja nic nie rozumiem... Czy rzeczywiście jest we mnie tyle niewierności wobec Ciebie, że w ten sposób ze mną postępujesz?... Czemu się tak ze mną obchodzisz?... Jak długo, Panie?... Czy wiecznie będziesz zagniewany?... Czy wiecznie będziesz dopuszczał tę sytuację?...
Pytania te pojawiają się w momencie, kiedy człowiek nie obejmuje wszystkiego, kiedy życie go przerasta. Ale kiedy tak się dzieje, to ocieramy się też o Tajemnicę, czyli o obecność Boga. Do Niego te niezrozumiałe wydarzenia kierują. Mamy prawo wołać i pytać. Ba, nie wolno w takich sytuacjach nie kierować wołania do Pana.
Tak postrzega działanie Pana autor natchniony. Tak przeżywa Tobiasz – zarówno ojciec Tobiasz, jak i syn Tobiasz – doświadczenie spotykające jego samego. Pamiętamy, że Tobiasz żyje w czasach całkowitego zakazu oznak religijnych wierności Prawu. Grozi za nie śmierć. Kiedy Tobiasz zostaje przyłapany na postępowaniu zgodnym z Prawem, konfiskują mu mienie. Ukrywa się gdzieś u przyjaciół, osobno on, osobno jego żona. W jaki sposób wyraża on wierność Prawu? – Przez chowanie umarłych i przez dawanie jałmużny. Słyszeliśmy w ostatnich dniach, że gdy Tobiasz zasiadł do stołu, wbiegł posłany przez niego syn i oznajmił, że jeden z synów Izraelowych uduszony leży na ulicy. Wróg bezcześcił ciała do końca. Zgodnie z prawem żydowskim, ciało należało pochować do zachodu słońca. Tobiasz wstaje od posiłku i przechowuje ciało w swoim mieszkaniu. Daje jałmużnę. Pewnego dnia jest tym już totalnie zmordowany i mówi: Boże, to wszystko jest słuszne. Interpretuje te wydarzenia w tym świetle. Mówi: Panie, rzeczywiście spełnia się proroctwo. Nasze święta zamieniłeś w gehennę. Nie cieszymy się tym, co się dzieje. Spełniło się proroctwo... Tak odczytuje te wydarzenia Tobiasz. Wie, że Bóg jest w nich obecny, ale mając już serdecznie dosyć wszystkiego, mówi: Zabierz mi życie! Tego samego dnia – jak słyszeliśmy – Sara też traci chęć do życia i modli się o śmierć. Miała ona siedmiu mężów, ale każdy umierał. Jak się później dowiemy, była opętana przez czarta. Tego dnia zostaje wysłuchana modlitwa Tobiasza i Sary.
Czuwanie Boga – które trafnie spostrzega autor natchniony – objawia się też przez konkretne posunięcia w doprowadzeniu człowieka do granic możliwości. Oczyszczeni z opierania się tylko na sobie... Pan Bóg wyżużlował ich totalnie. Tobiasz, nie dość, że spełniał wszystkie wymogi Prawa, to nie spotykało go błogosławieństwo, bo kiedy się położył, ciepłe odchody jaskółcze spadły mu na oczy i stracił wzrok.
Kiedy Pan Bóg już wyżużlował ten teren – Tobiasz nie wiedział, dlaczego. Nie miał pojęcia, co dalej robić... Wyznawał tylko wiarę. Ale wytrzymałość też mu pękła. Zabierz mi życie! – wołał do Pana. Nie zabrał sobie życie, ale wołał: Zabierz mi życie!
W tej sytuacji objawia się czuwanie Boga przez to, że posyła jednego ze swoich siedmiu komandosów stojących przy Nim, czyli anioła Rafała. To on dziś jawi się przed Tobiaszem. Przedstawia mu się w rzeczywistości, w jakiej istnieje, funkcjonuje, czyli w rzeczywistości relacji z Panem, w Jego bliskości. On, który przeprowadził, pomógł odzyskać zdrowie, przedstawia się Tobiaszowi jako wysłannik. Mówi: zobacz, Tobiaszu, to wszystko, co się dzieje, nie wymknęło się spod Bożej kontroli. Bóg posłał nawet anioła...
Tobiasz jeszcze nie wie, że to anioł, a chce okazać mu wdzięczność. Kto by nie chciał podziękować komuś, kto mu pomógł?... Biada nam, jak nie okazujemy wdzięczności! Biada nam, jeśli jesteśmy niewdzięcznikami i nie umiemy wyrazić wdzięczności! Wtedy ręce chodzą w jedną stronę – jak najwięcej dla siebie.
Tobiasz, strapiony, mówi do swego syna: «Co damy temu świętemu człowiekowi, który ci towarzyszył w twojej podróży?» Przywoławszy go tedy, ojciec wraz ze synem wzięli go na stronę. Tłumaczą, proszą, aby zgodził się przyjąć połowę wszystkiego, co sprowadzili. Ale anioł mówi, jaką wdzięczność najpełniej należy okazywać, co jest kluczem do tego, by być bliżej Boga. Błogosławcie Bogu niebios i wyznawajcie wobec wszystkich żyjących, że wielkie miłosierdzie wam wyświadczył.
Droga siostro i drogi bracie, czy rozpowiedziałeś ostatnie wydarzenia, w których Pan Bóg ci pomógł? Czy wychwaliłeś za nie Boga?
Czy dałem świadectwo wobec innym ludzi?
Czy sprawiłem, że to doświadczenie się dopełniło?
Czy rzeczywiście oddałem chwałę Bogu?
Zaświadczyłem o wyzwoleniu?
Jeżeli tak, to jest szansa, że będzie się to nadal ciągnęło, że idę dalej, jestem dalej prowadzony. A jeśli nie, to się znowu zamykam, wracam do punktu wyjścia i kręcę się wokół swojego egoizmu.
Pytanie zasadnicze: Jak jest z moją wdzięcznością?
Kiedy ją ostatnio wyraziłem?
Wdzięczność, wychwalanie Boga, sprawia, że jest Go więcej w nas.
Dobrą jest rzeczą zachowywać tajemnicę królewską, godzi się jednak ujawniać i ogłaszać o dziełach Bożych.
Na ile ogłaszam i ujawniam dzieła Boże dziejące się we mnie?
Drogie siostry, drodzy bracia chrześcijanie, jeśli nie świadczymy, nie ujawniamy wobec innych dzieł Bożych, których Pan w nas dokonuje, to stajemy się skąpcami, zamykamy się też przez to na dopływ łaski. Po co ci to uczyniłem? – zapyta Eliasz Elizeusza, kiedy mu pomoże. Czy nie dziesięciu zostało uzdrowionych? Gdzie są pozostali? – pyta Jezus. Żaden się nie znalazł, żeby przyjść i oddać chwałę Bogu?
Trzeba oddać chwałę Bogu. Trzeba ją wypowiedzieć. Może tu tkwi problem rozszerzenia serca dalej, że nie oddajemy chwały Bogu, tylko zachowujemy przeżycia dla siebie? Może tu nas Pan Bóg trzyma jeszcze w jakiejś otchłani, żeby zwrócić nam uwagę, że to On jest Bogiem i że Jemu trzeba oddać chwałę, należne miejsce, cześć.
Zwróćmy uwagę na bardzo praktyczną wzmiankę Bożego Słowa, objawionego przez anioła Rafała: Ci bowiem, co dopuszczają się grzechu i nieprawości, są sami dla siebie wrogami. Jakaż życiowa mądrość... Jeżeli ktoś wybiera odcięcie się od Życia, to idzie do śmierci. Jeżeli ktoś wybiera grzech, czyli zabicie w sobie spojrzenia Boga, życia Bożego, to sam dla siebie jest wrogiem. Ktoś powiedział bardzo mądrze, że po zabiciu Boga człowiek staje się łupem dla samego siebie. Łupi, ograbia się, kaleczy, kiedy wypędził Boga.
Żebyśmy znowu nie wpadli w błędne przekonanie. Podczas głoszenia takiego słowa często mogą się budzić w nas myśli: Ale ze mną to nie jest jeszcze tak najgorzej... – to jest jedna skrajność. A druga: Ze mnie już nic nie będzie... Żebyśmy nie wpadli w te skrajności, ale konkretnie nazwali, jak jest z nami, w których miejscach nie oddaję Panu należnej chwały? Żebyśmy nie wpadli w przekonanie – jak wielu naszych braci w wierze – że z nami nie jest tak najgorzej. Jest to martwa wiara, wiara obrzędowa, wiara tylko na tydzień. Powłóczyste szaty w niedzielę czy na święta. Jest to wiara faryzejska. Z bólem o tym mówię.
Jeżeli się wpadnie w takie przekonanie, to rzeczywiście słowo do nas nie dotrze. To już jest kalectwo. Człowiek ma władzę odmowy Bogu przyjęcia zbawienia i ma władzę oszukiwania siebie. Może się oszukiwać, tak jak czynią to faryzeusze.
«Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok».
Trzeba się pytać siebie czy nie dla pozoru odprawiam długie modlitwy?
Na ile oddaję chwałę Bogu przez obecność na Eucharystii?
Na ile oddaję chwałę Bogu, ku Niemu kieruję moją modlitwę? A na ile chcę załatwić z Panem jakieś sprawy?
Ci bowiem, co dopuszczają się grzechu i nieprawości, są sami dla siebie wrogami. Ciężko pomóc komuś, kto sam stał się dla siebie wrogiem. Jakież to słowo jest aktualne, jakież życiowe...
Gdyś modlił się ze łzami i zmarłych grzebałeś; gdyś opuszczał posiłek i zmarłych podczas dnia ukrywałeś w domu swoim, ja przedstawiałem twoją modlitwę przed Panem.
Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a czyń tak, jakby wszystko zależało od ciebie. Podejmuj obowiązki, droga siostro i bracie, które wypływają z miłości, nawet gdybyś nie doświadczał pomocy Boga. Jest ktoś, jest sztab ludzi, jest twój anioł, który się za ciebie modli. To nie bajki dla dzieci, ale objawienie Boże. Jest ktoś, kto za ciebie będzie oddychał, ale ty się ruszaj, tak jak możesz w danej chwili, a nie czekaj nie wiadomo na co. Nad nami pracuje sztab ludzi. Tobiasz nie poznał anioła. Rafał musiał się przedstawić.
Gdzie jest twój anioł?
Kto ci pomaga, kto cię ostatnio wspiera, nawet jak tego nie doświadczasz? Czy oddajesz Bogu chwałę za to?
Teraz anioł jest niewidoczny. Przyjdzie moment, że się objawi. Poznasz, że to on. Sztab ludzi czuwa nad nami. Im więcej mamy tej świadomości, tym bardziej pomaga nam to w takim podejmowaniu działań, żeby były ukierunkowane na Boga – robię to ze względu na Ciebie, Boże, nie ze względu na siebie. Ja mam dość, ale robię to ze względu na Ciebie.
A ponieważ byłeś miłym Bogu, przypadło na cię to doświadczenie. A teraz posłał mnie Pan, aby cię uleczyć i aby Sarę, żonę syna twego, od czarta uwolnić.
Już przyszedł czas na działanie, czas się wypełnił. Już czas działać, Panie. Przyszedł czas. Przyjdzie czas i na ciebie, droga siostro i drogi bracie. Po co to słowo rozważamy? Przecież to słowo jest dla mnie i dla ciebie. Na ciebie też przyjdzie czas.
Pan pyta: Wiesz, o czym mówię do ciebie? Wiesz, o które wydarzenie cię pytam? Wiesz, na jakie wydarzenie i na jaką osobę zwracam ci uwagę? Wiesz, gdzie twój anioł podtrzymuje cię modlitwami? Odpowiesz mi? Wiesz?
Jest więc czas, abym powrócił do Tego, który mnie posłał; wy zaś błogosławcie Bogu i opowiadajcie o wszystkich cudach Jego.
Jeśli nie dzielę się słowem, skąpię swych doświadczeń innym, nie uruchamiam charyzmatów, które mam, jeśli zatrzymuję je dla siebie, jeśli nie oddaję ich Temu, od którego je otrzymałam, nie błogosławię Boga i nie opowiadam o wszystkich Jego cudach, to rośnie we mnie faryzeusz! Rozwija się we mnie egoista – superwykształcony specjalista od tego, żeby rączki mieć do siebie! Ale świat jest dzisiaj taki, że wszyscy mają rączki do siebie... Trzeba się zdecydować, kogo słucham. Za kim chcę biec? Za obcymi bożkami czy za moim Panem, który cały jest dla mnie? Mam się wreszcie opowiedzieć! A bo to, tamto nierozwiązane.... A Pan Bóg? Myślisz, że śpi teraz!? To, że nie widzisz anioła, może nawet nie doświadczasz – Tobiasz nie doświadczał, Rafał dopiero się ujawnił – to znaczy, że Pan Bóg jest tobą niezainteresowany, jest niewierny swoim słowom!? – Uważajmy na takie myślenie. To czarcie, diabelskie myślenie!
Pytajmy się o to wydarzenie, osobę, sytuację z ostatniego czasu, w której jest jakaś ciemność, otchłań, kara, zagłada. Pytajmy się o to.
Na ile jestem autentyczny w kierowaniu modlitw do Pana?
Na ile opowiadam o tym, co już mi Pan Bóg wyświadczył, a na ile skąpię, przechowuję to, bo co sobie o mnie pomyślą, co powiedzą?
Trzeba podjąć decyzję, opowiedzieć się. Jest moc do tego, by składać świadectwo. Jest moc i tą mocą jest Święty Duch.
Drogie siostry i drodzy bracia, Pan zna nasze możliwości. W sytuacjach, w których nie potrafimy ogarnąć otaczającej nas rzeczywistości, pamiętajmy, że jeżeli nam Pan Bóg nie dał skrzydeł, to i fruwać nie każe. Jeżeli ci nie dał wielkiego majątku, to ci nie każe składać wielkich ofiar, darów. Daj to, co masz, pomagaj tym, co masz. Składaj świadectwo z tych sytuacji, wydarzeń, w których już doświadczyłeś miłości Pana. Tu jest twoje schronienie. Bez superfantazyjnego, ekstatycznego odniesienia się do tego, że już przydałoby się jakieś nowe doświadczenie. Ciesz się tym, co masz.
Błogosławieni ubodzy w duchu. Nie wyposażeni w riposty, cytaty, możliwość obronienia się przed tymi, którzy kpią z wiary, z mojej uczciwości, którzy wykorzystali mnie w jakikolwiek sposób, oszukali, skrzywdzili. Nie tacy są błogosławieni, ale ubodzy w duchu – u Boga, w Duchu, znajdują schronienie. Do nich należy działanie niebieskiego królestwa.
Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele.
Pan się przypatruje, co składamy na ołtarzu, jakie dziękczynienie z nas wychodzi. Przypatruje się temu. Przypomnijmy św. Ambrożego: Bóg nie tyle patrzy na to, co Mu składamy, ile na to, co zostawiamy dla siebie.
Bardzo istotne, bardzo ważne i oczyszczające pytania zadaje nam dzisiaj słowo Pana, ale trzeba się z tym zmierzyć, żeby się nie tylko nasłuchać, ewentualnie zachwycić czy powiedzieć, że rzeczywiście coś w tym jest, ale stosować to w życiu. Na kolana i dziękować, uwielbiać Boga, wypowiadać Jego chwałę wobec ludzi – mądrze wypowiadać. Mądrze przemycać dziękczynienie składane Bogu. Mądrze świadczyć w warunkach pracy, tam, gdzie się da. Wykonywać to, co jest przypisane do mojego stanu: ucznia, uczennicy, pracownika, prezesa, babci, dziadka – z oddaniem, z sercem. Wkładać wszystko z siebie w wykonywane czynności. Wrzucać wszystko, całe utrzymanie. Podtrzymywać te czynności całym sobą, a dopiero później mówić wprost o Bogu, objawiać Jego chwałę, jak anioł Rafał.
Kościół uczy, że jak się jedzie na misje, to nie po to, aby mówić: Jezus Chrystus was zbawi. To nie jest pierwsza nowina. Najpierw się zagląda, czy ludzie mają co do garnka włożyć, a dopiero później głosi się Pana w sposób bezpośredni. Trzeba mądrze o nim świadczyć.
Czym świadczysz o Bogu, droga siostro i drogi bracie?
Gdzie ostatnio była oddana przez ciebie chwała Bogu?
Gdzie błogosławiłeś Boga na głos?
Gdzie w powłóczystych szatach pozornie uprawiałeś pobożność?
Chrystus wypowiada się jednoznacznie: Ta uboga wdowa rzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.
Mówi to Jezus, który całe swoje życie oddał do dyspozycji. Możemy na nie pluć, możemy je uczynić przedmiotem kpin, możemy nie mieć dla Niego czasu, możemy dostrzegać je tylko z okazji świąt, po łebkach, na pokaz, ale możemy też klękać, adorować, czerpać siły i uczyć się prawdziwie i dojrzale kochać, a dojrzale kochać to również przyjmować zranienia i jednoczyć je ze zranieniami Pana po to, by zmartwychwstawać.
Panie Jezu, który wszystko z siebie dałeś i dajesz, który gromadzisz nas przy sobie w słowie, byśmy nie tylko posłuchali opisu wydarzeń, ale byśmy ze swoim życiem odnaleźli się w tym, co do nas mówisz, wstrząśnij nami, obudź nas z faryzejskich przekonań o naszej porządności. Dotknij także innych myśli skrywanych w naszych sercach, w pysze, które złożone są z oczerniania siebie, z poczucia, że ja się nie nadaję do kochania. Tym też Cię ranię, Panie! Jeżeli oddałeś całe swoje życie za mnie, to jestem zdolny do kochania dzięki Tobie. Oczyść mnie, wyżużluj serce, powyrzucaj przekupniów ze świątyni, uczyń mnie ubogim w duchu, abym doświadczając działania królestwa niebieskiego, mądrze świadczył o nim wobec innych, którzy mają to gdzieś, wobec tych, z którymi żyję!
W mocy Pana pozdrawiam –
ks. Leszek Starczewski