Serce na najwyższych obrotach
Iz 61,9-11; 1 Sm 2; Łk 2,41-51
Pan Bóg interesuje się naszym sercem. Nie jest to odkrycie Ameryki, ale dobrze wracać do tej prawdy, tym bardziej, że potrafi ona szybko wymykać się spod naszej kontroli. Serce, w rozumieniu biblijnym, oznacza najgłębsze poruszenia wnętrza człowieka, decydujące o naszych postawach, zachowaniach, relacjach z innymi – w tym oczywiście o relacji z Panem. Serce jest skarbcem przechowującym wspomnienia z przeszłości oraz plany na przyszłość. Jest centrum naszego dowodzenia. Jest najczulszą i najgłębszą struną naszego jestestwa, naszego istnienia.
Panie Jezu, który obsypujesz nas bogactwem, jak klejnotami – bogactwem pełnym Twej mądrości słowa – spraw, abyśmy w pokorze przyjęli te dary, abyśmy się od nich nie wymawiali, abyśmy nie chcieli stroić się we własne mądrości, ale pozwolili obsypać się czymś więcej, niż srebrem i złotem – obsypać się wiecznością.
Pan Bóg interesuje się naszym sercem. Nie jest to odkrycie Ameryki, ale dobrze wracać do tej prawdy, tym bardziej, że potrafi ona szybko wymykać się spod naszej kontroli. Serce, w rozumieniu biblijnym, oznacza najgłębsze poruszenia wnętrza człowieka, decydujące o naszych postawach, zachowaniach, relacjach z innymi – w tym oczywiście o relacji z Panem. Serce jest skarbcem przechowującym wspomnienia z przeszłości oraz plany na przyszłość. Jest centrum naszego dowodzenia. Jest najczulszą i najgłębszą struną naszego jestestwa, naszego istnienia.
Pan Bóg jest nim zainteresowany. Spotykając się z nami, nie zatrzymuje się na peryferiach, ale jeśli przychodzi – a czyni to – to przychodzi z Sercem do serca. Nie jest to kwestia tylko i wyłącznie poetyckich sformułowań – usłanych ze słów pełnych poezji – ale jest to prawda ubrana w piękne obrazy.
Dlaczego tak Mu zależy na sercu? Dlaczego tak mocno akcentuje przez całą historię zbawienia rolę serca w relacji do Niego samego? Istnieje wszak przykazanie, które na pewno znała Maryja, i prawda, którą powtarzała: Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego, jak siebie samego. – Dlatego, że On sam zaangażował się cały w dialog z człowiekiem. Dlatego, że On sam podjął bardzo mocną i zdecydowaną troskę o nas, wypływającą z Jego Serca. A jeżeli On tak wszedł w relację z nami i jeżeli chcemy Go spotkać, to nie zrealizujemy tego, gdy będziemy partaczyć dialogi przez coś na odwal mi się czy też przez różnego rodzaju powierzchowne teksty. Nie da się spotkać Kogoś tak mocno zaangażowanego, jeżeli się daje ociupinkę – kawałek aorty czy też pół lewej komory...
Serce, które nie pracuje na pełnych obrotach, jest sercem chorym. Dlatego, kiedy dziś zbliżamy się do Pana, który przypomina nam, że jest zainteresowany naszym sercem, to czynimy to – wpatrując się w spotkania z Nim, w Jego zaangażowanie w nasze życie – przez rytm bicia Serca Maryi, czczonej w Kościele we wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny.
Serce, które Maryja zaangażowała w dialog z Panem, jest sercem autentycznym, sercem ludzkim. Ks. Jan Twardowski mówił, że Maryja jest taka ludzka. Rzeczywiście.
W podejściu Pana Boga do człowieka piękne jest to, że nie oczekuje On od nas czegoś, czego nie bylibyśmy w stanie z siebie dać. Nie oczekuje od nas rzeczy, na które nas nie stać czy do których nie zostaliśmy uzdolnieni. Pan Bóg zwraca się do nas jako do osób, które są w stanie Mu odpowiedzieć. Ten pułap, to, co osiągnęła Maryja – poprzez zjednoczenie z Bogiem, współudział w cierpieniu Jezusa i w Jego chwale – nie nastąpił za pomocą pstryknięcia. Czyli – co jest drugą ważną prawdą po tym, że bez zaangażowania całego serca nie uda nam się spotkać Pana – aby zaangażować serce w całości, potrzebujemy przejścia przez proces oczyszczenia, obejmujący wiarę, nadzieję i miłość.
Każdy z nas znajduje się dzisiaj na innym etapie oczyszczenia. Pan wie, że każdemu potrzebna jest ogromna ilość czasu, cierpliwości i miłości, aby i nam udało się w pełni zjednoczyć z Nim.
Pan Bóg nie stwarza problemów, to my je stwarzamy. Kiedy? – Gdy nie pozwalamy Mu na oczyszczenie naszej wiary, nadziei i miłości. Jak się to dzieje? – Po pierwsze: przez niedowiarstwo. Po drugie: przez zazdrość, kiedy zaczynamy konkurować ze sobą, porównywać się – on ma już tyle, a ja mam tyle – w zaangażowaniu naszej wiary, nadziei, miłości. Po trzecie: kiedy nie jesteśmy Mu oddani i posłuszni.
Niedowiarstwo, zazdrość, brak posłuszeństwa...
Maryja też przechodziła przez wiele etapów oczyszczenia – od zmieszania, tąpnięcia i poruszenia Jej serca, poprzez stawianie pytań, wyrażenie zgody na Boży plan. Później podejmuje nowe wyzwania rozgrywające się po odejściu anioła: spotkanie z Elżbietą, tajemnicę swego macierzyństwa i z pewnością bardzo trudną sytuację z Józefem – w kontekście przepisów Prawa i różnych związanych z tym kłopotów – takie, a nie inne warunki urodzenia Dziecka, takie, a nie inne potraktowanie przez króla, ucieczkę do Egiptu, wydarzenie, o którym słyszymy dzisiaj: ból Serca Matki poszukującej swojego Dziecka. Następnie Maryja obserwuje fascynację Jej Synem, kiedy cały tłum patrzył na Jezusa i słuchał, jakie następne słowo pojawi się na Jego wargach, ale przyjdą także ludzie, którzy poślą krewnych, żeby uspokoili Jezusa, twierdząc, że odszedł od zmysłów, bo przesadza w tym, co mówi. Maryja doświadczy też dramatu odrzucenia swego Syna – przejdzie przez krzyż – i będzie mieć udział w chwale zmartwychwstania, oczekiwaniu na Ducha Świętego.
Dobrze jest o tym wiedzieć i pytać siebie: Na jakim etapie oczyszczenia Pan Bóg zechciał mnie dzisiaj odnaleźć, przywołać?
Co jest oczyszczane na tym etapie mojego życia?
Gdzie powinien pojawić się ból serca w poszukiwaniach Pana? Bo – i tu trzecia bardzo ważna rzecz – święty Boże nie pomoże, jeżeli człowiek nie będzie szukał. Niezmiernie ważne są poszukiwania ze strony człowieka. Nam ma zależeć na odkryciu, po co żyjemy, dla kogo żyjemy i kim jest Ten, który nie daje nam spokoju i nieraz sprawia, że z niepokoju mówić nie potrafimy – jak mówi psalmista.
Bardzo ważne są poszukiwania, bo – czwarta istotna i konkretna rzecz w naszym rozważaniu – nawet przy największych i najszlachetniejszych poruszeniach naszych serc, nawet po niezwykle mocnym przeżyciu uwielbienia Boga – całym swym sercem raduję się w Panu – gdy śpiewamy hymn podjęty przez Maryję po zwiastowaniu i spotkaniu z Elżbietą, przy całej tej świętości, która już w nas jest, możemy zgubić Jezusa. Naprawdę – możemy Go pogubić! Nie jesteśmy na tyle silni, żeby w tej chwili wytrzymać ze skupieniem przy Panu, który do nas przemawia. Możemy Go zgubić, możemy zgubić słowo, przez które Pan do nas dzisiaj chce przemówić. Możemy w czasie Eucharystii wybrać sobie to, co niekoniecznie będzie po Jego myśli.
Rodzice Jezusa – jak słyszymy – przypuszczają, że jest w towarzystwie pątników. Przypuszczają, że gdzieś jest, ale niekoniecznie tak być musi.
Jeżeli mamy szukać, to dlatego, że Go możemy zgubić. To nie jest przestroga, ale najwłaściwsza postawa. Jak człowiek rzeczywiście drży, ma bojaźń Bożą o to, aby nie stracić żywej relacji z Panem, to łatwiej i skuteczniej go prowadzić. Natomiast ciężko dotrzeć do kogoś, kto ma już wszystko poukładane, poustalane, kto sobie wszystko wyreżyserował.
Bardzo istotna i niezmiernie ważna jest bojaźń, czyli święte przejęcie się tym, żeby nieustannie być przy Chrystusie w żywy sposób.
Zwróćmy uwagę, że przypuszczenia Maryi i Józefa co do przebywania Jezusa w towarzystwie pątników nie sprawdzają się. Szukają Go wśród krewnych i znajomych.
Nie mogę uciec od pewnego porównania: często jest tak, że po zachwycie Panem, do którego doprowadza nas jakaś osoba, staje się ona dla nas przez to kimś bliskim – krewnym, znajomym. Kiedy następuje tąpnięcie, kiedy wydaje się, że Pan się nam gdzieś pogubił, pojawia się w nas pokusa, żeby znowu wrócić do tej osoby, przez którą do Niego doszliśmy, znowu się na niej skupić. A tymczasem Pan jest tam, gdzie powinien być. To znaczy w świętym miejscu. Jest w swojej świątyni, jest tam, gdzie głosi się zbawienie.
Zwróćmy uwagę, że: Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania.
Niezmiernie ważne jest – co staje się często problemem w dalszym rozpoznawaniu Pana – przyznanie się przed Nim w sposób niezwykle szczery do tego, w jaki sposób Go zgubiliśmy, w jaki sposób Go odbieramy. Dobrze jest po takiej sytuacji pogubienia się powiedzieć Panu: Czemu mi to zrobiłeś? Czemu się tak stało?
Maryja pyta: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Czemuś nam to zrobił, Panie? Czemuś mnie opuścił, Boże, mój Boże? Ale to ma wypływać ze szczerego serca. Nie z serca handlującego, dokonującego transakcji, ale z tego miejsca, z tych sytuacji, w których coś się działo.
«Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». W tym bolesnym pytaniu wyrażona jest autentyczność Maryi.
Chrystus im odpowiada: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Maryjo, nie wiedziałaś? Ty, która mówiłaś: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa, nie wiedziałaś? – Ano nie. Wyszło...
Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus po tej sytuacji nie idzie do spowiedzi. Nie przeprasza Maryi ani Józefa za to, że jest w sprawach Ojca. Nie przeprasza swoich najbliższych. Oni nie rozumieją tego, co się dzieje w Sercu Syna, który jest całkowicie poddany Ojcu. Nie rozumieją...
Trudno to pojąć, ale Jezus się z tego nie spowiada. Nie jest natomiast kimś, kto wykorzystuje tę sytuację do jakichś późniejszych usprawiedliwień od codziennego zaangażowania w życie.
Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany.
Maryja natomiast wybiera to, co jest najwłaściwszą postawę i piątym wnioskiem z naszych dzisiejszych rozważań: chowa wiernie wszystkie te wspomnienia w sercu. To znaczy, naprawdę się nad nimi zatrzymuje, naprawdę w nie wchodzi, naprawdę rozmyśla nad nimi. Nie martwi się, co będzie dalej, tylko rozważa to, co daje jej siłę do przejścia przez następny punkt, przez następny etap oczyszczenia. Rozważa to, w czym Pan Bóg do Niej przemówił, czym wstrząsnął Nią. Rozważa...
Po co Pan Bóg podejmuje to oczyszczenie? Dlaczego dopuszcza do takich sytuacji? Dlaczego oczekuje rozważenia tego w sercu? – Odpowiedź jest dość jednoznaczna: Pan Bóg jest zainteresowany wystrojeniem swoich wyznawców, udekorowaniem w sposób całkowity. Mówi o tym proroctwo Izajasza.
Ogromnie się weselę w Panu – cieszę się w Panu, że się mną tak zajmuje, że się ze mną tak obchodzi – dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca – narzeczonego, który wkłada uroczysty strój, czyli garnitur – jak oblubienicę strojną w swe klejnoty.
Pan Bóg nie jest skąpy. Chce wystroić maksymalnie. Po co? – Po to, że jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy – trzeba iść do ogrodu i zobaczyć, co się tam wyprawia i jak pięknie przyroda budzi się do coraz intensywniejszego życia – tak Pan Bóg chce, żeby się z nami działo.
Zatem Pan Bóg, niezmiernie zainteresowany naszym serce, pyta nas dzisiaj o jego stan. Pyta przez doświadczenia Serca Maryi, bo tak, jak Ją wybrał, wybiera i nas. Tak, jak wobec Niej miał plan, tak i wobec nas ma plan. Tak, jak Jej życie jest cenne w Jego oczach, tak i nasze życie jest cenne w Jego oczach.
Maryja wcale nie stoi w centrum liturgii, nie jest jej bohaterką. Jest zbyt pokorna, żeby stawać na piedestale, w centrum. Wcale nie mówimy o Maryi po to, żeby się nad Nią zatrzymać, popatrzeć, popodziwiać, jaką to mamy Mamę Niebieską. Nie o to chodzi. Mamy odkryć, że Pan Bóg o każdego w ten sposób zabiega. Ona ma szczególne miejsce ze względu na Jezusa, w którego przyodział Ją Ojciec za sprawą Ducha Świętego.
Każdy z nas właśnie w tej, a nie w innej materii, w tym, a nie w innym celu, jest strojony: aby być jak Jezus, aby się dostać na drugą stronę, być po drugiej stronie słońca, bo – jak mówi ks. Pawlukiewicz – tylko ci, którzy będą mieli styl życia, wygląd, zachowanie Jezusa, przechodzą na drugą stronę. To nie jest coś, co nas odrywa od rzeczywistości. To nie jest za dużo dla nas. To jest to, do czego zmierzamy, pułap, który i my osiągniemy przy pomocy Ducha Świętego, za sprawą którego Jezus narodził się z Maryi, za sprawą którego Jezus ma w sobie coś z Maryi, z Jej Serca.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski