Tylko słowo
Rdz 18,1-15; Łk 1; Mt 8,5-17
Zadajmy sobie dziś pytanie: na ile jestem na bieżąco z Panem Bogiem w moich rozmowach? Na ile na bieżąco informuję Go o tym, co się dzieje w moim życiu? I na ile wołam o słowo? Panie, powiedz słowo, wypowiedz Twoje zdanie na ten temat. Nie, nie będę Cię zamęczał moimi koncepcjami, już Ci je przedstawiłem. W moich realiach tak to wygląda, teraz Ty powiedz słowo. Jakie masz zdanie na ten temat? Daj słowo! Powiem Ci tylko tyle, że w domu leży mój sługa sparaliżowany i bardzo cierpi. Skoro Ty obiecujesz: przyjdę i uzdrowię go, to ja Ci mówię: tylko słowo, Panie, tylko słowo.
W Duchu Twoim, Panie, chcemy przyjąć mądrość, którą nas obdarzasz. Dziękujemy Ci, że posyłasz słowo, które ma ogromną moc, które leczy, koi, wskazuje drogę. Uzbrój nas mocą Świętego Ducha, abyśmy mogli odkryć ukryte w nim przesłanie.
Jeśli Pan daje słowo, to tego słowa dotrzyma. To prawda oczywista, ale szczególnie dotykająca serc ludzi przeżywających czas oczekiwania na spełnienie słowa. Ten czas często im się wydłuża, kiedy przekłada się na lata, na konkretne problemy, na blokady i konflikty. Jeśli Pan daje słowo, to je spełni...
Przypatrujemy się tej prawdzie razem z Abrahamem i jego żoną. Od kilku dni są oni dla nas w liturgii niezmierną pomocą – ze swoją autentycznością, z jaką stają wobec słów Pana i wobec wydarzeń rozgrywających się, kiedy to słowo jest posyłane. Przyglądaliśmy się odważnej decyzji Abrahama, że wyjdzie z domu rodzinnego, pójdzie, gdzie go Pan poprowadzi. Liczyliśmy razem z nim gwiazdy. Widzieliśmy jego speszenie, kiedy pytał Pana, jak się upewni, że rzeczywiście słowo się wypełni. Przyglądaliśmy się Sarze, która w wielkiej niecierpliwości podpowiadała Abramowi sposób na spełnienie obietnicy Pana Boga i dała mu swoją niewolnicę Hagar. Obserwowaliśmy wydarzenia związane z narodzinami Izmaela.
Dziś razem z Abrahamem jesteśmy gospodarzami, którzy z otwartością przyjmują w swoim domu trzech wędrowców. Dzieje się to w najgorętszej porze dnia. Abraham siedzi pod dębami Mamre, u wejścia do namiotu, i spostrzega naprzeciw siebie trzech ludzi. Wybiega ku nim i staje wobec nich z tą specyfiką ludzi Wschodu, która jest nam obca i często wydaje się przesadą, tzn. z ogromną chęcią ugoszczenia. Gościnność ludzi Wschodu wydaje się nam może dziwaczna, nawet obca. Polska gościnność też słynie z wielu cech, ale moglibyśmy powiedzieć: bez przesady. Tutaj rzeczywiście – w naszym rozumieniu – jest przesada. Abraham oddaje pokłon przybyszom ze słowami: O Panie, jeśli jestem tego godzien, racz nie omijać twego sługi. Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami. Ja zaś pójdę wziąć nieco chleba, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego. Razem z Abrahamem stajemy się gospodarzami przechadzającego się, nierozpoznanego jeszcze Pana. I razem z Abrahamem słyszymy odpowiedź: Uczyń tak, jak powiedziałeś, tzn. bądź gospodarzem.
Droga siostro i drogi bracie, bądź gospodarzem Pana, który w tym słowie przychodzi. Przyjmij Go, otwórz mocą Ducha twoje serce. Przyjmij, co w tym przesłaniu jest skierowane. Potwierdzeniem gościnności Abrahama jest polecenie wydane pośpiesznie Sarze: Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki. Potem Abraham wybiera tłuste i piękne cielę, daje słudze, aby szybko je przyrządził. Bierze twaróg i mleko, przyrządzone cielę, stawia przed przybyszami, a gdy jedzą, on stoi przed nimi pod drzewem. Gościnność, otwartość serca, hojność – to cechy bardzo istotne. Jeżeli stajemy się gospodarzami, ojczyzną dla Boga, to mamy otworzyć wszelkie granice, województwa, powiaty, wszystko! Otwórzcie drzwi Chrystusowi – wołał Jan Paweł II. Gościnność – bardzo ważna rzecz! Pan przychodzi ogromnie bogaty! Za ciasno Mu będzie w naszym egoizmie, małostkowości, wyjmowaniu z serca czego bądź. Potrzebuje hojności, skupienia, zasłuchania, potrzebuje oddania tego, co w naszym sercu się dzieje. Najczystsze, tłuste, twaróg, mleko...
I tu nawiązuje się dialog, który rozpoczynają wędrowcy: Gdzie jest twoja żona, Sara? Odpowiedział im: W tym oto namiocie. Właśnie, gdzie ona jest, na jakim etapie oczekiwań?
O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała tedy syna. Abraham liczy sobie 99 lat.
Mamy więc najgorętszą porę dnia, otwartość serca Abrahama, udzielenie gościny trzem wędrowcom i właśnie wtedy pojawia się kolejna zapowiedź spełnienia się obietnicy syna. Właściwie moglibyśmy powiedzieć, że to moment najmniej oczekiwany – jak zawsze. Zaskoczenie, najgorętsza pora dnia, wydarzenia najbardziej piekące jakimiś odcieniami niesprawiedliwości. Najgorętsze, sięgające kresu, zenitu! I wtedy pada zapowiedź bardzo konkretna co do daty: za rok o tej porze.
Potrzebna jest nam też autentyczność serca Sary. Słyszymy, że ona i jej mąż są już w bardzo podeszłym wieku. Sara uśmiecha się więc do siebie i myśli: Teraz, gdy przekwitłam i mój mąż starzec, mam doznawać rozkoszy? Właśnie teraz, kiedy już nic się nie powinno stać, ma nastąpić spełnienie obietnicy? W tej chwili? W takich warunkach? I śmieje się. Jesteśmy wdzięczni Panu za to słowo, bo ono ukazuje nam, co autentycznie dzieje się w sercu człowieka. Czym się wydają słowa głoszone przez Pana w Kościele osobom zabieganym, nie mającym czasu na refleksję? – Strata czasu, kpina, śmiech. Czym się wydają mądrości, które wydobywa się ze słowa? Nie chodzi o „czytanki”, ale o żywe słowo, w które trzeba się zagłębić. Wejdź głębiej w ten tekst! Czym wydają się bogactwa wydobyte z głębi słowa Bożego osobom, które nie mają czasu na głębie, ale mają za to czas na bezczas. Wydają się niczym, to jest śmiech! Jesteśmy wdzięczni Sarze za jej postawę wobec słowa. Po prostu dla niej ono jest niewiarygodne, śmieszne. Dlaczego – pyta Pan Abrahama – to Sara śmieje się i myśli: "Czy naprawdę będę mogła rodzić, gdy już się zestarzałam?"
Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? To pytanie staje się centralnym w sercu, które chce iść głębiej, które staje się gościnne dla Pana!
Droga siostro i drogi bracie, czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Poszukaj w swym sercu, wejdź w jego zaścianki, w małostkowość, ograniczenia. Zapytajmy siebie: Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Gdzie Pan dotyka mnie tym słowem? O co pyta? Jak się nazywa osoba, rzecz, sprawa, w którą to pytanie trafia? Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Co to jest? Nazwij po imieniu! Za rok o tej porze wrócę do ciebie i Sara będzie miała syna – nie natychmiast. Tyle czekania i jeszcze rok? Tak! Pan sam wybiera czas. W końcu z nas wszystkich tylko On jest Bogiem. I tak niech zostanie! Niech On wybiera czas, bo On widzi więcej, głębiej, mocniej. Pan sam wybiera czas! Więc za rok o tej porze wrócę do ciebie i Sara będzie miała syna. Wtedy Sara zaparła się mówiąc: «Wcale się nie śmiałam», bo ogarnęło ją przerażenie.
Oczywiście następuje też naturalna reakcja, pełna przerażenia wobec tego, co Sara słyszy. Usłyszała to, co przed chwilką działo się w jej myślach. Ktoś jej to nazwał. Ktoś wniknął w jej wnętrze. Więc przerażenie ogarnia ją, ale Pan powiedział: «Nie, śmiałaś się!». Trzeba to nazwać po imieniu – śmiałaś się!
Spełnienie obietnicy Pana, na którą czeka to małżeństwo, dokonuje się stopniowo. Trzeba, abyśmy sobie zapisali mocno w sercu – obietnica spełnia się stopniowo. Pan słowa dotrzyma! Śpiewaliśmy w psalmie: Bóg zawsze pomny na swe miłosierdzie. Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu – mówi inny psalm. Bóg słowa dotrzyma! Co do tego nie ma wątpliwości. Pan wie, co poprzysiągł ojcom naszym, Abrahamowi i jego potomstwu na wieki. On wie, co poprzysiągł każdej i każdemu z nas, kiedy wszedł z nami w głęboką relację przez sakrament chrztu świętego i potwierdzał ją innymi sakramentami. I wie, co przynosi, kiedy przychodzi do nas podczas Eucharystii w ten tajemniczy, bo związany z działaniem Ducha Świętego sposób, kiedy głosi słowo, daje Ciało i Krew. Potrzeba olbrzymiej gościnności z naszej strony. Gościnnego serca. Duch Święty zwany jest też Gościem. Wołajmy, aby zagościł w nas, rozgościł się w nas, zrobił miejsce Temu, który przychodzi.
A zatem bardzo ważna prawda – spełnianie obietnic dokonuje się stopniowo. Pan wie, że ma troszczyć się o swój lud, że ma dotrzymać słowa. Bóg słowa dotrzymuje. Ta prawda szczególnie dziś potrzebna jest wszystkim tym, którym rozwlekło się w czasie oczekiwanie, którym dłuży się wskutek mnożących się problemów, którym jest gorąco od mnogości kotłujących się wydarzeń, którzy mają teraz najgorętszą, palącą jak ogień chwilę swojego życia. Bóg przychodzi z tym słowem, karmi nas, do nas mówi.
Sara się zaśmiała. Imię Izaaka, który będzie za rok pod sercem, a potem w dłoniach mamy Sary i taty Abrahama, oznacza „zaśmiał się”, a w ludowym tłumaczeniu, jak mówi Gianfranco Ravasi – „Bóg się zaśmiał”. Izaak – Bóg się roześmiał. Pan Bóg uśmiechnął się do Sary i Abrahama Izaakiem.
Dzisiejsze słowo daje nam trzy konkretne prawdy. Jeśli Bóg wie, że ma dotrzymać słowa – dotrzymuje. To sprawa oczywista. My tej oczywistości uczymy się poprzez to, że wyglądamy spełnienia się Jego obietnic nawet w najgorętszej porze dnia i życia – przy całej naszej niemocy i ułomności, podeszli w latach, zestarzali w oczekiwaniu, drwiący nawet. Jak się to stanie? Wszystkim się to spełni, tylko nie nam, bo już mamy tyle lat. Obietnica nie spełnia się w momencie, kiedy Pan ponazywał Sarze wszystko, kiedy jej powiedział: śmiałaś się! Bardzo ważny jest tu styk łaski Pana, dla którego nie ma nic niemożliwego, z ludzką ułomnością. Mamy już bardzo konkretną zapowiedź.
Droga siostro, drogi bracie, Pan oczyszcza nas przez słowo, nazywa po imieniu dziejące się w nas rzeczy. Stopniowo nam odsłania pewne rzeczywistości dziejące się obok nas i w nas. Stopniowo nas prowadzi. I pyta się dziś bardzo wyraźnie i konkretnie: czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? W konfrontacji z rozważanym słowem należy nazwać te drwiny, ten śmiech, który może w nas jest, to niedowierzanie, obecną w nas obawę, chowanie się w namiocie.
Gdzie jest twoja żona, Sara? Gdzie jesteś teraz, droga siostro, drogi bracie? Gdzie jesteś?
Bóg zawsze pomny na swe miłosierdzie – gdy daje słowo, to je spełnia. O to słowo prosi dziś setnik, żołnierz, który idzie do Jezusa i przedstawia Mu to, co stało się udziałem jego sługi. «Sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi». – «Przyjdę i uzdrowię go» – odpowiada Jezus. «Panie nie jestem godzien». To, Panie, wcale tak być nie musi, abyś wszedł pod dach mój, powiedz tylko słowo, daj mi słowo. Potrzebuję Twojego słowa, mój sługa potrzebuje Twojego słowa, a odzyska zdrowie. Wystarczy słowo, Panie. Zdobycie się na szczerość, która wprawi w zdumienie Jezusa, zdobycie się na szczerość taką, na jaką zdobył się setnik, jest możliwe, kiedy człowiek penetruje stan swojej duszy i kiedy z serca woła. Przypomnijmy słowa proroka: Mam wam za złe, że nie wołacie do mnie z głębi serca, gdy leżycie na swoich posłaniach, że nie jesteście na bieżąco z waszym sercem. Mówicie do mnie o rzeczach zaszłych lub przyszłych, a nie mówicie z tego, co się w was teraz dzieje.
A więc tylko słowo. Na taką szczerość zdobywa się setnik i prosi o słowo. Wchodzi w rzeczywistość dla niego dostępną i zrozumiałą. Posługując się tą rzeczywistością, odwołuje się do możliwości Jezusa. To dla nas ogromna zachęta, żebyśmy penetrowali to, co odkrywamy w naszym życiu, i z tej rzeczywistości, która się w nas dzieje, wołali do Pana. Trzeba poprzypominać sobie wydarzenia, z których już Pan nas wyprowadził. Wejść w te możliwości, którymi dysponujemy i z nich wołać! Słyszymy, jak setnik mówi: «Ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: "Idź", a idzie; drugiemu: "Chodź tu", a przychodzi; a słudze: "Zrób to", a robi». A więc odwołuje się do tej rzeczywistości, która staje się jego codziennością. Skoro u mnie tak jest, a przecież też podlegam władzy, to wystarczy tylko Twoje słowo! Powiedź tylko słowo, Panie...
Jakie musi być napięcie serca? Co musi się dziać w nas, żebyśmy powiedzieli z bólem: tylko słowo? Ile musi z nas się wycisnąć przez różne wydarzenia, żebyśmy powiedzieli rzeczywiście i na bieżąco, z serca, mocno: powiedz tylko słowo. To nie jest prośba o sms-a, czy maile’a, ale o konkretne słowo. Powiedz tylko słowo, daj mi słowo. Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce – powie psalmista.
Zadajmy sobie dziś pytanie: na ile jestem na bieżąco z Panem Bogiem w moich rozmowach? Na ile na bieżąco informuję Go o tym, co się dzieje w moim życiu? I na ile wołam o słowo? Panie, powiedz słowo, wypowiedz Twoje zdanie na ten temat. Nie, nie będę Cię zamęczał moimi koncepcjami, już Ci je przedstawiłem. W moich realiach tak to wygląda, teraz Ty powiedz słowo. Jakie masz zdanie na ten temat? Daj słowo! Powiem Ci tylko tyle, że w domu leży mój sługa sparaliżowany i bardzo cierpi. Skoro Ty obiecujesz: przyjdę i uzdrowię go, to ja Ci mówię: tylko słowo, Panie, tylko słowo.
Zdziwił się Jezus, gdy to usłyszał i rzekł do tych, którzy szli za Nim: «U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary». Zresztą wcześniej mówi: zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, czyli uwaga, coś ważnego: u nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary.
To jest przemocne słowo: «U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary». Tu, gdzie wiara miała być kwitnącym ogrodem, okazuje się, że Pan nie znalazł tak pięknej wiary u tych, którzy powinni zachęcać innych do lgnięcia do Boga, do wołania o słowo, do rozważania słowa. Nie znalazł takiej wiary. I dodaje mocny tekst : «Wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Wielkie zdziwienie: gdzież są ci, którzy mieli tu być? Co tu robią ci, których tu miało nie być?
«A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Mocno brzmią te słowa, jeżeli weźmiemy kontekst z Ewangelii poprzedniej, kiedy słyszeliśmy: Nie znam was – słowa Jezusa skierowane do tych, którzy prorokowali, wyrzucali złe duchy, czynili cuda, czyli do charyzmatyków obdarzonych darem głoszenia słowa, uzdrawiania. Do setnika zaś Jezus rzekł: «Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś». Dla wielu z nas mogłoby się to okazać przekleństwem, gdybyśmy weszli w rzeczywistość naszej małostkowości, słabej wiary. Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś. Ale dla wielu słowa te byłyby błogosławieństwem. Jak uwierzyłeś? Według wiary niech ci się stanie. Powraca pytanie o jakość mojej wiary.
Jaka jest moja wiara? Na czym ją buduję? Czy rzeczywiście karmię się słowem? Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Czy żywię się słowem? Jakie to słowo? Na czym się opiera?
Pan Bóg nie mówi do nas powierzchownie, po łebkach! On się zagłębia, z głębi do nas woła! Głębia głębię przyzywa hukiem wodospadów. Ma aż trzaskać, kiedy wchodzimy w kontakt ze słowem!
I o tej godzinie, kiedy Jezus powiedział: Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś, jego sługa odzyskał zdrowie. Czyli... setnik uwierzył! Oczywiście nie rozważamy tego tekstu, by popodziwiać sobie setnika. Chodzi o to, żebyśmy przez Ducha Świętego ogarnięci wniknęli w te konkretne sytuacje Abrahama, Sary, setnika, Jezusa, który rozmawia z nami i kieruje do nas swoje słowo w gorączce dnia i zmęczenia. My także potrzebujemy, żeby Jezus przyszedł ze swoim słowem, a nawet dotknął nas! Fizycznie nas dotknął.
Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. Ujął ją za rękę, a gorączka opuściła ją. Wyciągam do Ciebie ręce swe... Pragnę Cię. Spękana ziemia, gorączka, pragnie zwilżenia. Pragnie otuchy i mocy. Więc jeżeli będzie to potrzebne, Jezus na pewno ujmie mnie za rękę! Wstała i usługiwała Mu. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że słowa: Wstała i usługiwała Mu, były użyte również po kuszeniu Jezusa na pustyni. Gdy odstąpiły złe duchy, aniołowie usługiwali Mu. Widzimy tu wyraźny związek – usługiwanie Jezusowi po przejściu przez walkę z gorączką, pokusami, po walce z samym sobą, przyjęciu słowa. Trzeba się zmierzyć ze słowem, dać się pociąć wewnętrznie. Słowo Pana jest jak miecz obosieczny. Osądza wewnętrznie. Odetnij rękę, wyłup oko, jeżeli jest powodem grzechu, potnij się wewnętrznie. Po tej walce potrzebna jest postawa służby. Idziemy dalej, Panie, bo to nie wszystko.
Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził złe duchy i wszystkich chorych uzdrowił. Opętanych, obolałych, chorych... Spełnia się proroctwo Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby. Jakie choroby i słabości mamy dziś? Tragiczne czasem, ale On dźwiga więcej w nas. On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby. Bóg przejął się moim życiem w swoim Synu, Jezusie Chrystusie! Dotrzyma słowa.
Zapytajmy o naszą wierność słowu, wytrwałość w rozważaniu słowa, wnikanie w jego sens, zainteresowanie obecnością Pana w słowie, intensywność wołania o słowo. Zapytajmy nie po to, żeby się pognębić, ale żeby doznać oczyszczenia. Jesteście czyści dzięki słowu, które do was skierowałem – mówi Jezus. Jesteśmy oczyszczani ze złudzeń, że możemy sami o własnych siłach, że damy radę z własnymi koncepcjami.
Pan Bóg dotrzyma słowa. Spełni je we właściwym czasie! Oczekuj Pana, bądź mężny. Nabierz odwagi i oczekuj Pana. Choćby się spóźniał, ty Go wyczekuj!!!
Dziękujemy Ci, Panie, za dar Twojego słowa. Dziękujemy, że mówisz. Pomóż nam mocą Świętego Ducha, abyśmy życiem głosili Twoje słowo i wskazywali na Ciebie.
W mocy Pana pozdrawiam –
ks. Leszek Starczewski