Kruche naczynia
2 Kor 4,7-15; Ps 116B; Mt 20,20-28
Gliniane naczynie i postawa sługi to dwa obrazy przebijające się przez całość dzisiejszego orędzia. Postaramy się w nich odnaleźć bardzo konkretne i czytelne wskazania do naszego życia. Tym, który te obrazy prowokuje, jest Chrystus – gliniane naczynie w rękach ludzkich i Sługa – jak sam się określa. To ze wzglądu na Niego pojawiają się na przestrzeni lat osoby, wyznawcy, którzy chcą być również kruchym naczyniem i sługą. Pragną być – jak powie jeden ze świętych – pszenicą, którą zmiażdżą zęby dzikich zwierząt i z której będzie chleb.
Panie, dla którego cenna jest każda chwila przeżywana z nami, pomóż, aby i dla nas czas spędzony przed Tobą był cenny.
Gliniane naczynie i postawa sługi to dwa obrazy przebijające się przez całość dzisiejszego orędzia. Postaramy się w nich odnaleźć bardzo konkretne i czytelne wskazania do naszego życia.
Tym, który te obrazy prowokuje, jest Chrystus – gliniane naczynie w rękach ludzkich i Sługa – jak sam się określa. To ze wzglądu na Niego pojawiają się na przestrzeni lat osoby, wyznawcy, którzy chcą być również kruchym naczyniem i sługą. Pragną być – jak powie jeden ze świętych – pszenicą, którą zmiażdżą zęby dzikich zwierząt i z której będzie chleb.
Dzisiaj w liturgii osobą wskazującą na Chrystusa Sługę i na gliniane naczynie w rękach ludzkich jest św. Jakub.
Scena nakreślona przez ewangelistę Mateusza jest dość niekorzystna dla Jakuba, jego młodszego braciszka Jana oraz dla mamusi, która zainteresowana przyszłością synów – każda mama powinna się troszczyć o przyszłość swoich dzieci i myśleć o niej – nachodzi Jezusa. Coś szepcze, chce załatwić jaką sprawę.
Relacje innych ewangelistów zawierają bezpośrednią wymianę zdań między uczniami a Jezusem, natomiast u Mateusza w całość wchodzi mama synów Zebedeusza. Oddając Mu pokłon, o coś Go prosi. Jezus reaguje i stawia konkretne, bardzo czytelne pytanie, przed którym nie można uciec. Chce, aby kobieta skonkretyzowała, czego pragnie, przychodząc do Niego. Zadaje jej zasadnicze pytanie. Żeby nie było tak, że ktoś chodzi i nie bardzo wie, o co chodzi… : )
Czego pragniesz? – Ona konkretyzuje: Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie.
Sytuacja jest niezręczna, gdyż ma miejsce tuż po tym, jak Jezus kolejny raz – trzeci – zapowiada swą mękę, wydanie w ręce ludzi, śmierć i zmartwychwstanie, czyli pogłębia całość dokonań, które cieszą apostołów – uzdrowień, głoszenia słowa, popularności – o prawdę zasadniczą: nie będzie ciągle tak samo. Nie zawsze będzie elegancko. Nie będzie świetnych klimatów, bo nastąpi moment, kiedy najważniejsi w tym państwie odrzucą Mnie. Przyjdzie czas goryczy.
W tym zestawie prośba o załatwienie stanowisk jest zwróceniem się do Jezusa zupełnie z innej płaszczyzny. Jezus i temu chce sprostać. Szymon Hołownia zauważył, że apostołowie robią dokładnie wszystko, żeby rozwalić Kościół, który się dopiero tworzy, a Jezus robi dokładnie wszystko, żeby go posklejać pomysłami, mocą Świętego Ducha.
Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Nie macie świadomości, o co prosicie. Nie macie świadomości, do kogo się zwracacie. Nie wiecie, kto z wami przebywa.
Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?
Napełniony kielich, puchar, może nam w tym momencie troszkę przypominać przysłowie: Nawarzyłeś sobie piwa, to teraz je wypij. Tu oznacza nagromadzenie czegoś, co w przypadku biblijnego kielicha jednoznacznie kojarzy się ze złem.
Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? – Możemy. Odpowiedź przypominająca nieprzemyślane wypowiedzi Piotrowe: Rozbijmy namioty… Możemy.
Jezus i tę odpowiedź przyjmuje – jeszcze niedoskonałą. Później przyjmie też odpowiedź Piotra, z którym będzie rozmawiał o przyjaźni, miłości i powie mu, że ktoś inny go opasze.
Kielich mój wprawdzie pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował.
Już się zaczyna to, co za chwilę Jezus nazwie konkretniej: postawa pokornego sługi. Nie skorzystał ze sposobności, żeby być na równi z Bogiem. Ogałaca samego siebie. Przyjmuje postać Sługi. Podobny do nas we wszystkim, oprócz grzechu... W zewnętrznym przejawie uznany za Człowieka...
Jezus sam natychmiast ujmuje apostołów słowem, że to Ojciec decyduje o przyznaniu miejsca po prawej i po lewej stronie. Chrystus jest Sługą, ma wypełnić wolę Ojca. W posłuszeństwie i miłości ma być cały dla Ojca i takich też chce mieć wyznawców.
Ojciec zdecyduje, kto zasiądzie w Jego chwale. Kto się tam znajdzie? – Ten, który łączy się przez wiarę z Chrystusem, zarówno w Jego cierpieniach, jak i w mocy zmartwychwstania – mówi nam dzisiaj apostoł Paweł.
Sytuacja – jak wspomnieliśmy – jest niezręczna, jeżeli chodzi o kontekst wydarzeń, i niekorzystna dla Jakuba, którego dzisiaj liturgia stawia nam przed oczyma, byśmy razem z nim patrzyli na Jezusa. Takie etapy życia apostołowie też mieli. Momenty połowicznej, powierzchownej fascynacji. Przechodzili przez takie etapy wiary, nadziei, miłości. Dobrze, że ktoś to przerabiał przed nami i że o tym słyszymy.
Jakie motywacje, jakie pragnienia, droga siostro i drogi bracie, są w twoim sercu względem Jezusa?
Czego oczekujesz od Jezusa?
Na ile chcesz mieć z Nim współudział w passze, czyli w przechodzeniu ze śmierci do życia? Tak. Śmierć – to jest trafne słowo – śmierć grzechowi. Coś ma we mnie obumrzeć. Coś ma zaboleć, tak jak bolą konające mięśnie, boli konające ciało. Coś ma zaboleć, żeby coś się urodziło.
Jaki współudział, droga siostro i drogi bracie, chcesz mieć z Jezusem?
Co ma w tobie umierać i co ma żyć?
Ten etap jest wpisany w nasze życie, ale dziś jesteśmy mądrzejsi o chwalę zmartwychwstania, mądrzejsi o historię Kościoła po przejściu Jezusa do Domu Ojca.
Patrzymy na apostoła Jakuba – niezwykle konkretnego w swoim przekazie Ewangelii. Patrzymy na Jakuba, który odegrał niezmiernie ważną rolę w pierwszych sporach Kościoła na Soborze Jerozolimskim. On też jako pierwszy z apostołów poniósł męczeńską śmierć. Ma udział w chwale Jezusa. Przeszedł z powierzchni w głębię. Cenna jest taka śmierć w oczach Pana – śmierć Jego wyznawców.
Jesteśmy mądrzejsi o te wydarzenia, bo gdybyśmy patrzyli bez tego kontekstu, to zobaczylibyśmy tylko kompromitację Jezusowej nauki. Apostołowie niczego w ogóle nie zrozumieli. Ale masz wyznawców, Panie… Gdyby właściciel firmy miał takich pracowników, jakich Pan Bóg ma wyznawców, to dawno by splajtował. Gdyby chodziło tylko o firmę, to apostołowie właśnie ją rozwalają.
Co się dzieje dalej? Zaraz na pozostałych dziesięciu apostołów wylał się sos pobożności: oburzyli się na tych dwóch braci. To nie jest oburzenie, którego celem jest obrona Mistrza. To sos pobożności. A my? Jak wy będziecie mieć pierwsze miejsce, to my gdzie? Gdzie ja się, sierotka, podzieję? Oburzyli się…
Jezus chce ogarnąć wszystkich: zarówno tych, którzy się odważyli nazwać coś, co innych nurtowało w sercach, jak i pozostałych. Wyszli na wariata? – Czasem trzeba wyjść na wariata, żeby się do czegoś przekonać.
Jezus woła jednych i drugich, bo jednym i drugim chce pomóc. Przywołuje ich do siebie i mówi: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Wiemy o tym. Już nikogo nie trzeba przekonywać do takich zjawisk.
Odczuwamy władzę nie tylko w wymiarze politycznym – choć i w tej materii Jezus z pewnością się porusza, bo tam, gdzie jest człowiek, z pewnością pojawi się Jezus – ale również w wymiarze kościelnym, w wymiarze różnych wspólnot. Tragedią jest, gdy przełożonym w zakonie, w seminarium jest despota. Może się tak zdarzyć. Oczywiście Pan posyła łaskę i nawet takie sytuacje stają się okazją do nowych inspiracji, do nowego działania Ducha Świętego. On budzi nowych męczenników, jak na przykład Jan od Krzyża, którego zamknięto w piwnicy za poglądy. Wydostał się stamtąd na linie z prześcieradła i zreformował Kościół.
To tragedia, kiedy wyznawcy Chrystusa zachowują się tak, jak sprawujący władzę nad narodami i uciskający je. Nie tak będzie między wami. Lecz kto między wami chciałby stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. Paradoks i absurd. Słyszeliśmy to już tysiąc razy. A kto chciałby być pierwszym między wami, niech się stanie niewolnikiem waszym. Kto chciałby być pierwszy, kto chciałby znaleźć się blisko Jezusa, niech służy. Niech zauważa innych i do nich wychodzi. Niech żyje jak Jezus, a to jest możliwe na tym etapie wiary, nadziei i miłości, na którym jest. I tu Jezus konkretyzuje – na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.
Nic wielkiego nie czynimy. Mamy po prostu zrobić miejsce Jezusowi. On będzie działał przez nas. Potrzeba, abyśmy my się umniejszali, a On żeby wzrastał. Taka jest nasza służba, taka jest nasza rola. Umniejszyć się, żeby On przez nas działał. Ale przecież ja też chciałbym mieć jakieś swoje pięć minut… Człowiekowi coś się od życia należy… Kto chce zyskać swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, zyska je. Jakub coś o tym wie. I dlatego szczególnie dziś w Kościele liczymy na jego wstawiennictwo. I dlatego w Kościele nieustannie rozbrzmiewa taka prawda: Krew męczenników jest zasiewem Kościoła.
Profesor Leszek Kołakowski prowadził kiedyś w TV Miniwykłady o maxisprawach. Bardzo spodobało mi się jedno jego stwierdzenie dotyczące Kościoła: Kościół dotąd będzie istniał, dokąd będzie krew. Dokąd będą męczennicy. Dotąd ludzie będą odczytywać obecność Boga w świecie, dopóki będą osoby gotowe „zarżną się” dla Jezusa. Nie chodzi o samookaleczenie, ale o takie zaangażowanie się, zapalenie się miłością do Niego, że nie będzie żadnych przeszkód, żeby za Nim iść dalej. Bo nie ma przeszkód nie do pokonania dla osób rozkochanych w Bogu.
Paweł wymienia cały zestaw utrapień. Znosimy cierpienia. Trzeba je znieść. Nie skracać, tylko znieść. Kryzys trzeba doprowadzić do końca, nie wolno go skracać. Znosimy cierpienia i nie poddajemy się zwątpieniu. A ono czyha za rogiem. Jest jednym z najskuteczniejszych sposobów zdobycia nas przez złego ducha, przez demona. Zniechęć go. Żaden alkoholizm, seksoholizm. Najpierw zniechęcenie. A reszta przyjdzie sama. Zniechęć, poddać go. Żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy. Znosimy prześladowania. Będą was prześladowali. Mnie prześladowali – mówi Jezus – to i was prześladować będą. Nie może być uczeń nad Mistrza.
Nie czujemy się osamotnieni. Jedna z definicji samotności mówi, że samotność jest cieniem Boga, który w najpełniejszym tego słowa znaczeniu jest Miłością. Ukryj mnie w cieniu twych skrzydeł. Samotność jest cieniem Boga. To znalezienie się w cieniu Boga. Więc nie czujemy się osamotnieni. Obalają nas na ziemię. O rany, ile razy. Kompromitujemy się, bo wyskakujemy z uczciwością i chcemy w sposób prawy iść przez ten świat, dochować wierności Panu, a inni się z nas śmieją. – Ty to jesteś oderwany od życia, jakiś nawiedzony. Obalają nas przez to na ziemię, lecz nie giniemy.
Święty Paweł dodaje: Nieustannie nosimy w naszym ciele konanie Jezusa. Konanie nie jest sprawą przyjemną. Jezus kona w nas po to, aby Jego życie objawiło się w naszym ciele. Umieramy razem z Jezusem dla grzechu.
Jaki grzech, jaką słabość odkryłeś ostatnio? Inaczej: co cię zaszczypało, droga siostro, drogi bracie, podczas spotkania z Panem w Jego słowie? W czym Pan daje znać, że umieramy? Razem, ale umieramy. Po to, żeby życie się objawiło. Z tej śmierci na krzyżu życie tryska. W czym zatem umieramy? Co jest już na celowniku, droga siostro, drogi bracie? Co musi umrzeć? Skonać. Konamy z Jezusem, by z Jezusem żyć.
Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele – mówi apostoł. To jest ciągła presja. Trzeba nieustannie wołać o życie Jezusa, czyli o Ducha Jezusa, bo wciąż jesteśmy wydawani na pastwę rozproszeń, nieczystości, zniechęcenia. I ciągle trzeba wołać. Do znużenia. Wołać o życie Jezusa. Chodzimy po polu minowym, ale idziemy ku zwycięstwu.
Tak więc – mówi apostoł – działa w nas śmierć, podczas gdy w was życie. W nas śmierć. My to wszystko znosimy. Te cierpienia są po to, aby w was obfitowało życie. Pokolenie pokoleniu tę wiadomość przekazuje. Nie są to słowa, nie jest to mowa, których dźwięku by nie usłyszano. Krew męczenników zasiewa nam Kościół. Męczeństwo rodzi wspólnotę. Przełamanie się do drugiej osoby owocuje prawdziwą więzią. Miłość zwycięża nienawiść, a pragnienie zemsty ustaje przez przebaczenie. Boli, szczypie, ale rodzi się rzeczywistość pojednania. Nosimy nieustannie w naszym ciele konanie Jezusa. Jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa. Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was życie. Święty Paweł cieszy się, że może w to wierzyć. Że ma Ducha wiary. Że ma klucz i światło na to, co się dzieje w jego życiu. Ma Ducha wiary, według którego napisano – uwierzyłem, dlatego przemówiłem.
My także wierzymy i dlatego jesteśmy przekonani, że to wszystko ma sens. Że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam. I stawi nas przed sobą razem w wami. Oby nikt nie zginął z tych, których mi dałeś. Obyśmy się kiedyś razem mogli cieszyć na uczcie niebieskiej. Wszyscy. Obyśmy nabierali przekonania, że Ten, który wskrzesił Jezusa z martwych, z Chrystusem przywróci życie i nam. Nam także. Wszystko to bowiem dla was – mówi apostoł Paweł, sam przecież męczennik ścięty mieczem – ażeby w pełni obfitująca łaska (właśnie przez te cierpienia przychodzi łaska) zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu. Zwiększyła obecność Boga. Rozszerzała tę obecność w świadomości ludzi przez to, że wielu to zauważa i dziękuje Bogu za siłę do męczeństwa i do życia na co dzień.
Gliniane naczynie – Chrystus, nasza krucha Miłość. Taka, którą łatwo oszpecić. Taka, która skryła się w białej Hostii. Kiedyś jeden z profesorów użył wstrząsającego stwierdzenia: Chrystus jest w Chlebie, który może zjeść mysz. Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych – w kruchych naczyniach – aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas.
Potrzeba, abym ja się umniejszał, a On wzrastał. Pan i Zbawiciel jest na żywo obecny. Krucha to obecność. Na żywo obecny przychodzi do nas, by posyłając swojego Ducha, wskrzeszać w nas ufność, ożywiać ją i rozwijać na dalszy etap życia. Ufność miałem nawet wtedy, gdy mówiłem: ”Jestem w wielkim ucisku”. Powiedziałem w swym przygnębieniu: „Każdy człowiek kłamie!”
Ufność mimo wszystko. Idziemy dalej.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski