Przestrzeń dla Boga
Dn 7,9-10.13-14; 2P 1,16-19; Ps 97; Łk 9,28b-30
Jezus ma świadomość, że krzyż jest ciężarem nie do uniesienia, że przynosi zgorszenie, zgodnie ze słowami Pisma: Przeklęty, kto zawisł na drzewie. Wie, że to zgorszenie jest nie do wytrzymania. Tego po prostu nie da się wyjaśnić. Nie można wytłumaczyć tragedii opuszczenia, konania w tak bestialskich warunkach. Karę ukrzyżowania wykonywało się w wyjątkowych sytuacjach, na bezwzględnych mordercach, osobnikach stanowiących zagrożenie dla ludzi. Tego się po prostu nie da wytłumaczyć! To jest przeokropne! Jezus ma tego świadomość i z tej właśnie przyczyny zaprasza do wysiłku górskiej wspinaczki i duchowego wysiłku odnajdywania przestrzeni dla Boga, bo modlitwa jest duchową przestrzenią dla Boga, wznoszeniem duszy ku niebu. Jezus ukazuje apostołom, że celem nie będzie cierpienie i zgorszenie, ale pełnia chwały, że właśnie na Niego wskazywali Mojżesz i Eliasz. Całość zabiegów prorockich, Prawo i zapowiedzi wielkiego zbawienia wypełniają się w Chrystusie.
Duchu Święty, spraw, abyśmy znaleźli upodobanie w słowach, które Ojciec kieruje do nas przez Jezusa.
Piotr, Jan i Jakub zostali wyróżnieni spośród wspólnoty apostołów i wyprowadzeni na górę. Byli świadkami serdecznej zażyłości Jezusa z Ojcem i całą rzeszą zbawionych, spośród których Mojżesz i Eliasz – mocni w słowie i czynie – znajdują się po tamtej stronie także jako wyróżnieni.
Ukazują się oni w chwale i rozmawiają o odejściu Jezusa, które miało się dokonać w Jerozolimie. Spośród wszystkich ewangelistów opisujących Przemienienie notuje to tylko Łukasz. Rozmawiają o odejściu Jezusa, a dokładnie rzecz ujmując, o Jego powrocie do Domu Ojca. Ma się to dokonać nie na zasadzie jakiegoś spektaklu, sensacji, ale zupełnie inaczej, niż oczekiwali tego późniejsi wyznawcy Eliasza i Mojżesza.
Słyszeliśmy, że Chrystus, który rodzi się w Betlejem, łamie wszelkie stereotypy i konwencje obowiązujące przybywające osobistości. Nie konsultuje swego przyjścia z nikim, nie uprzedza, nie organizuje konferencji, nie wypuszcza wcześniej sztabu ludzi. Zjawia się w sposób daleko odbiegający od ludzkich oczekiwań skażonych grzechem, aby najskuteczniej wprowadzić innych w serdeczną zażyłość z Ojcem. W tym momencie reprezentują ich Piotr, Jan i Jakub.
Jezus ma wrócić do domu Ojca, przeszedłszy wcześniej przez powalające w całej rozciągłości, szokujące i miażdżące doświadczenie krzyża – wręcz zgorszenie krzyża. Był tak blisko, czynił cuda, zapowiadał, że Ojciec na nas czeka i nagle to wszystko – po ludzku rzecz biorąc – kończy się krzyżem.
To musiało wywołać wstrząs, o którym w rzeczywistości nie mamy bladego pojęcia. Nie potrafimy sobie wyobrazić, jaki to był wstrząs dla osób blisko związanych z Jezusem, które poważnie potraktowały Jego obietnice, że nie ich opuści, nie zostawi, i które pochopnie – po ludzku – zinterpretowały słowa Jezusa o odrzuceniu. Piotr będzie nawet strofował Pana, kiedy Jezus powie jemu i pozostałym apostołom, że zostanie kompletnie zlekceważony, odrzucony i zamordowany przez wpływowych tego kręgu świata – Jerozolimy.
Przez krzyż Jezus ma dojść do chwały.
Jezus ma świadomość, że krzyż jest ciężarem nie do uniesienia, że przynosi zgorszenie, zgodnie ze słowami Pisma: Przeklęty, kto zawisł na drzewie. Wie, że to zgorszenie jest nie do wytrzymania. Tego po prostu nie da się wyjaśnić. Nie można wytłumaczyć tragedii opuszczenia, konania w tak bestialskich warunkach. Karę ukrzyżowania wykonywało się w wyjątkowych sytuacjach, na bezwzględnych mordercach, osobnikach stanowiących zagrożenie dla ludzi. Tego się po prostu nie da wytłumaczyć! To jest przeokropne!
Jezus ma tego świadomość i z tej właśnie przyczyny zaprasza do wysiłku górskiej wspinaczki i duchowego wysiłku odnajdywania przestrzeni dla Boga, bo modlitwa jest duchową przestrzenią dla Boga, wznoszeniem duszy ku niebu. Jezus ukazuje apostołom, że celem nie będzie cierpienie i zgorszenie, ale pełnia chwały, że właśnie na Niego wskazywali Mojżesz i Eliasz. Całość zabiegów prorockich, Prawo i zapowiedzi wielkiego zbawienia wypełniają się w Chrystusie.
Jezus zaprasza do tego, aby zobaczyć serdeczną zażyłość z Ojcem nie tylko Jego, jako Syna Bożego, ale każdego, kto da się przeprowadzić przez męczące życie, przez krzyż. Załapią się także pozostali apostołowie. Mamy ogromne szanse załapać się także i my – przez wiarę, bo innej drogi nie ma.
Jak się załapać przez wiarę? Skąd wziąć wiarę na to wszystko, co się dzieje, na takie chwile, jakie stały się udziałem Piotra, apostołów? W których wydaje się, że wiara – jak mówił Benedykt XVI – wygasła? Uczniowie byli kompletnie zamuleni rzeczywistością krzyża – uciekali z Jerozolimy, aby gdziekolwiek się schować. Nie mogli się z tym zmierzyć. To było dla nich, po ludzku rzecz ujmując, za dużo.
Skąd brać wiarę? – Kiedy Piotr i jego towarzysze łaskawie obudzili się ze snu, kiedy się wreszcie ocknęli, zauważyli, że tu chodzi o coś więcej, niż tylko o wędrówkę, pozbycie się zmęczenia i pójście spać. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim.
Piotr, ze swoim cudownie autentycznym temperamentem, ma nawet ofertę, jak rozwiązać sprawę z namiotami: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty.
Piotr reaguje, bo już trochę więcej załapał z Pisma. Wie, że namiot to miejsce spotkania. Mojżesz przebywał w namiocie. Obłok osłaniał namiot. Wszyscy Izraelici stali obok swoich namiotów i patrzyli, jak Bóg rozmawiał z przyjacielem.
Piotr ma więc propozycję, która może brzmi troszeczkę niedorzecznie – zgodnie z jego autentycznym temperamentem – ale nosi też w sobie ślad głębi. Nie wiedział bowiem, co mówi. Wypowiedział jakąś regułkę katechizmową. Obudzony w nocy, mówię automatycznie Ojcze nasz... Nie wiedział, o czym mówi, ale coś mu w sercu dzwoniło.
Może coś tam już dzwoni, droga siostro i drogi bracie, w twoim sercu, że nie zatrzymujemy się na wymyślonych mitach, niedorzecznych i sztucznie przedłużanych komentarzach. Nie za wymyślonymi mitami biegamy. Św. Piotr powie w innym miejscu, mądrzejszy o doświadczenie zmartwychwstania: Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie.
Dzięki łasce Pana, jestem tym, kim jestem – mówi św. Paweł. Dzięki łasce Pana jestem świadkiem Zmartwychwstałego jako ksiądz, jako człowiek, bo spotkałem Go żywego. On żyje we mnie i mimo całego obrzydliwego balastu grzechów, które budzą się, chodzą za mną, i mnie daje łaskę ocknięcia się i powrotu do Niego. Świadczyć chcę również i ja – naoczny świadek Zmartwychwstałego – że On żyje, przebacza, przeprowadza przez krzyż i pragnie, abyśmy i my oczekiwali, aż przyjdzie w chwale.
Skąd zatem czerpać inspiracje do wiary? – Nie z wymyślonych mitów, ale ze słowa, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami, rozbiło namiot pośród nas. Ze słowa, które stało się Ciałem i spotkało się z potwierdzeniem Ojca: «To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie».
Obłok przywołuje też obraz Pana objawiającego się na górze, kiedy Izrael zawierał przymierze. Apostołowie doskonale wiedzieli, że na Taborze mają do czynienia z wkroczeniem Boga.
Droga siostro, drogi bracie, czy w tobie jest już ta świadomość, że zostałeś zaproszony do serdecznej zażyłości z Ojcem przez Jezusa, że jesteś w obłoku, w którym przychodzi Pan, twój Bóg, twój Zbawiciel?
Czy już drgnęło coś w tę stronę?
Czy się ocknąłeś, zmożony swoimi grzechami, mądrościami, kłopotami, zmartwieniami?
Inspiracje do wiary czerpie się ze słuchania – ale nie tylko – i z posłuszeństwa Jezusowemu słowu. Wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.
Piotr mówi, że najpierw rozumieli Jezusa po ludzku – tak, jak wielu z nas najpierw pojmuje Go obrzędowo. Jeszcze wielu z nas to doświadczenie ma – będzie ono z nas wychodzić, Pan to oczyści. Nagle okaże się, że obrzędowość to nie wszystko, że za zewnętrzną, ludzką powłoką znaków obecny jest żywy Bóg.
Zatem za serdecznym Przyjacielem, życzliwie nastawionym do ludzi, niezwykle mądrym Jezusem, kryje się Bóg. Ten etap wiary, pozwalający odkryć w obrzędowości obecność Pana, to etap, o który chodzi też Bogu, kiedy zaprasza nas, abyśmy przyszli do Niego, dali się przemienić, i świadczyli w swoich parafiach – gorących modlitwą lub zimnych obrzędowością – że Bóg jest obecny. To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.
I słyszeliśmy – mówi Piotr w swojej relacji – jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim byliśmy razem na tej górze świętej. Myśmy to słyszeli. Myśmy tego dotykali i dotykamy w tajemnicy spotkań z Panem. Właściwie jest jeszcze inaczej: jesteśmy dotykani, by dotknąć. Jesteśmy dotykani słowem, by dotknąć siebie tak, jak powinniśmy to czynić, czyli rękoma Boga. Jesteśmy dotykani i przeszywani głębokim spojrzeniem Boga, by umieć patrzeć na swoje ciało, na braci, na siostry tak, jak patrzy Bóg. Byśmy dostrzegli ludzi udręczonych życiem, poranionych, pokaleczonych, dźwigających swoje grzechy i zranienia. Mamy patrzeć na nich tak, jak patrzy Bóg. Nie po swojemu.
Piotr mówi dalej, odpowiadając na postawione wcześniej nasze pytanie, skąd czerpać inspirację do wiary: Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.
Mamy mowę, jest przy czym trwać. Mamy skąd czerpać. Mamy jak zmuszać się to tego, by Chrystus był z nami – w Jego słowie, które w świecie rozświetlonym neonami, błyskającym reklamami, może być małą lampą – jak mówi Piotr – nic nie znaczącą wobec fotobłysków świata. Mamy przy niej trwać. Ciemność naokoło, a my mamy przy niej trwać jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.
Piotr kieruje te słowa do wspólnoty zmęczonej czekaniem. Wyznawcy Chrystusa chcieliby już paruzji, powtórnego przyjścia Pana. Piotr dodaje im sił: przecież to wszystko, co wam opowiadamy, to nie mity. Czas poświęcony Panu nie jest stracony, chociaż po ludzku tak się wydaje.
Mamy przy czym trwać – mamy wspólnotę, mamy słowo, do którego powinniśmy podchodzić z szacunkiem i z drżeniem całować Jezusowe stopy, gdy przychodzi do nas ze swoim słowem. Mamy Eucharystię, mamy siebie nawzajem i powinniśmy zabiegać o współbraci w wierze na miarę stworzonych więzi. Na razie uczymy się nawiązywania głębszych relacji. Mamy możliwość modlitwy. Są sposoby na wzmacnianie wiary.
Beze Mnie nic nie możecie uczynić – mówi Jezus. Kto z Nim trzyma, wytrzyma.
W rozważanym dziś fragmencie Ewangelii bardzo mocnym pokrzepieniem jest to, że główne przesłanie Przemienienia zostało przez apostołów spaprane. Objawienie chwały Jezusa miało ich umocnić, żeby przynajmniej ci trzej zachowali ufność wobec zgorszenia krzyża. Tymczasem przez to wydarzenie przeszedł tylko Jan, pozostali dołączyli później.
Drogie siostry i drodzy bracia, nawet gdyby się okazało, że na skutek walki gdzieś upadniemy – przed czym Pan niech nas wszystkich zachowa – nie wolno nam zapomnieć, że mamy wrócić, tak jak wrócił do Pana rozpłakany Piotr czy Jakub, który oddał życie za wiarę. Mamy wracać, nawet gdyby okazało się, że podstępny demon tak nam przedstawi wizję spotkania z Panem, że nas do Niego zniechęci. Tak nam zamerda ogonem, że nie damy rady zorganizować sobie czasu, przed czym niech nas Bóg zachowa. Kiedy Bóg mówi, nie gardź Jego słowem. Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego. Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba – w dzień kompromitacji – jak na pustyni w dniu Massa, gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła.
Naszą ufność pokładamy w Panu i w Jego żywej obecności pośród nas. Wiara w Pana jest wezwaniem i prośbą kierowaną do nas nieustannie: Bądź ze Mną w żywej relacji.
W mocy Pana pozdrawiam –
ks. Leszek Starczewski