Bóg, który szuka
Teksty rozważane: Ez 34, 11-16; Ps 23[22], 1-2ab. 2c-3. 4. 5. 6; Rz 5, 5-11; Łk 15, 3-7
Nadszedł czas przeglądu owiec. Czas przeglądu naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Niewiele z tego pojmujemy, bo się oddalamy od Pana. Jednak Pan idzie i szuka. Jezus doskonale znał obraz pasterza nakreślony przez proroka Ezechiela. Zwraca się do faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy nie byli zainteresowani prawdziwym dobrem, znalezieniem czasu na głoszenie autentycznego słowa przez wypowiedzi, ale też przez swój styl życia. Przekazuje obraz Boga, który sam się zatroszczy o owce, będzie ich szukał. Pasterz w obrazie nakreślonym przez Jezusa dokonuje szaleńczej rzeczy, a mianowicie nie siedzi z kalkulatorem przy swoim stadku, tylko je przegląda i widzi, że brakuje jednej owcy.
Wyznajemy, Panie, że tylko Twój Święty Duch jest w stanie napełnić nasze serca miłością, otulić je w miłości. Wyznajemy, że tylko przy pomocy Twojego Ducha możemy usłyszeć słowo, rozważyć je, wprowadzić w czyn i sprawić, by stało się ciałem. Ożywiaj nasze wyznanie wiary w Ciebie i Twoją obecność.
Akcentować serce w mówieniu o kimś, to mówić o niezwykle autentycznej postawie danego człowieka. Ilekroć posługujemy się słowem serce, mamy na myśli zachowanie bardzo właściwe, czułe, przepełnione odruchami miłości.
Kościół, czerpiąc z bogactwa znaków, jakie Pan mu daje na przestrzeni tylu lat, wieków, wprowadził uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz szczególne – comiesięczne – przypomnienie o tym, że Bóg ma Serce, ma miarę dobra, czułości, ciepła i miłości, która jest Jego klimatem, środowiskiem życia.
Chcemy dziś wpatrywać się w Tego, którego Serce zostało przebite naszymi grzechami, wzgardzone, odrzucone, poszarpane. Z Jego Serca nie wypłynęła nienawiść, chęć odwetu czy też odegrania się, ale krew i woda, które stały się początkiem Kościoła, czyli jeszcze większego zabiegania o to, żeby jednak okazywać miłość, żeby być kimś z sercem.
Próbujemy zdjąć z naszych serc blokady, ukazać je takimi, jakie one są: bez udawania, wmawiania czegokolwiek, bez strojenia ich w pozory, kreowania, które nie ma nic wspólnego z autentycznością i prawdą o nas.
O takim sercu marzy Bóg. Takie serce chciałby tulić i odnaleźć w swoim Sercu. On ma Serce zupełnie otwarte, wydaje się, że bezbronne, zdane na łaskę i niełaskę.
Zabiegi o to, aby serce zostało postawione przed Panem takim, jakie ono jest, wymagają uznania prawdy, że to Bóg pierwszy naszym sercem się zainteresował. Bóg przyszedł w swoim Synu Jezusie Chrystusie i odnalazł to serce. Odwołał się do tego, co w sercu najprawdziwsze.
Chrystus bowiem umarł za nas jako za grzeszników w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.
Okazuje nam swoją miłość. Żeby w relacjach międzyludzkich przyszedł moment, kiedy ktoś okaże komuś miłość, musi niejedno pęknąć. Potrzebna jest praca, trud, musi się dokonać dojrzały, wytrwały proces, żeby komuś okazać miłość, okazać serce, wprowadzić go w serce.
Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.
W taki sposób Bóg chce, abyśmy zwrócili uwagę na Jego miłość, abyśmy znaleźli czas dla Jego miłości. Abyśmy patrzyli na tę ukrzyżowaną Miłość, która zmartwychwstanie. Abyśmy patrzyli na Tego, którego przebiliśmy, którego przebiły nasze grzechy.
Jesteśmy dziś zaproszeni do wpatrywania się w Krzyż, w Chrystusa przebitego. Trzeba przebijać się przez zasłonę naszych wyobrażeń o Nim. Wsparci biblijnymi obrazami próbujmy zobaczyć Go ukrzyżowanego w sobie. Zobaczyć Go przebitego w swym sercu. Zobaczyć Go tak, jak On tam jest obecny, by również dostrzec Go u tych, którzy nie są nam życzliwi, by dostrzec Go u naszych braci i sióstr.
Boliwijska mistyczka Catalina Rivas mówi, aby z ogromnym szacunkiem czynić znak krzyża i przyjmować błogosławieństwo, jakbyśmy je mieli przyjąć ostatni raz w życiu.
Proszę was, drogie siostry i drodzy bracia, abyśmy tak wpatrywali się w Jezusowy Krzyż, jakby to miało być ostatni raz. Spróbujmy tak się przejąć, jakby to miało być ostatnie spojrzenie w naszym życiu. Memento mori? – Spróbujmy tak wpatrywać się w Krzyż, jakby to był ostatni raz, ostatnia szansa na nawrócenie.
Zaproszeni jesteśmy do tego, aby odkryć swoją nieżyczliwość i nieprzyjaźń jako odpowiedź na życzliwość, przyjaźń i staranie Boga o nas. Aby odkryć powierzchowność, rzekomą bliskość, każdą chwilę i sytuację, w której graliśmy przed Panem, tak jak opinia ludzka kazała nam grać. Tak jak bożek czasu wystukiwał nam rytm. Tak jak przygrywały nam nasze egoistyczne, egocentryczne pobudki. Tak wpatrujmy się w zmasakrowanego Chrystusa, żeby nie uciekać przed obrazami krwi i ran. Nie uciekajmy przed tą masakrą, krwawymi kroplami, ale pozwólmy im się obmyć.
Jeżeli bowiem będąc nieprzyjaciółmi zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. Przez przejęcie Jego stylu życia. Przez wchodzenie na drogę Jego życia, uczenie się tego stopniowo – na tyle, na ile dziś Pan ode mnie tego oczekuje.
I nie tylko to, ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie.
Uzyskaliśmy ogromną szansę na jednanie się z Bogiem, na odkrycie tego, że tak naprawdę potrzebujmy non stop nawrócenia. Że mówienie o nawróceniu, pilnowanie się w życiu, to nie przesada, ale najwłaściwsza z postaw, zbliżająca do Boga, bo jesteśmy bezsilni wobec tego, co słyszymy w sobie, co demon wyjmuje jako zgniliznę, robactwo przeszłości, z naszych zranień, wobec lęków i niepokojów, które rysuje przed nami przyszłość, wobec niemocy zmierzenia się z teraźniejszością i wobec tego, jak uciekamy od przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w iluzję, w pozerstwo, w gry, w udawanie.
Pan zaprasza nas do przyjrzenia się Mu jako przebitemu za nasze grzechy – za ten ostatni grzech także. Chce, abyśmy przeniknęli przez zasłonę i dostrzegli umiłowanego Pana, Jezusa Chrystusa. Zaprasza nas do rzeczy niebywałej, nie mieszczącej się w jakichkolwiek standardach współczucia, a mianowicie, żebyśmy dotknęli Jego ran.
Wołajmy o Ducha Świętego – najczęściej, jak się tylko da – aby nam pomógł wykonać ten gest przylgnięcia do krzyża, wtulenia się w zmasakrowane Ciało Jezusa, abyśmy zostali naznaczeni Jego Krwią. Żeby to było takie wtulenie, po którym zostanie w nas Krew Jezusa, a może nawet ukłucie cierniem. Co oznacza taki krwawy obraz? – Że mamy spróbować na miarę otrzymanej łaski wysilić się, aby wejść w obrazy, które mają nam pomóc w dotknięciu Chrystusowego bólu. I nas ma zaboleć, abyśmy wyzdrowieli, bo w Jego ranach jest nasze zdrowie. Pan sam obiecuje, że będzie nas szukał. Pan sam zapewnia, że będzie miał pieczę nad nami.
Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.
Nadszedł czas przeglądu owiec. Czas przeglądu naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Niewiele z tego pojmujemy, bo się oddalamy od Pana. Jednak Pan idzie i szuka.
Jezus doskonale znał obraz pasterza nakreślony przez proroka Ezechiela. Zwraca się do faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy nie byli zainteresowani prawdziwym dobrem, znalezieniem czasu na głoszenie autentycznego słowa przez wypowiedzi, ale też przez swój styl życia. Przekazuje obraz Boga, który sam się zatroszczy o owce, będzie ich szukał.
Pasterz w obrazie nakreślonym przez Jezusa dokonuje szaleńczej rzeczy, a mianowicie nie siedzi z kalkulatorem przy swoim stadku, tylko je przegląda i widzi, że brakuje jednej owcy.
Niedawno widziałem w górach stado owiec. Moją uwagę zwróciła czarna owca. Pomyślałem, że my potrafimy dostrzec czarną owcę, natomiast dobry pasterz, patrząc na całe stado, dostrzeże lukę, brak jednej owcy. Patrzy na nie właśnie w ten sposób. Choćby wszyscy przyszli na niedzielną Eucharystię w twojej parafii, a ciebie nie będzie, pozostanie puste miejsce. Tak mówiła siostra, która uczyła mnie katechezy: będzie puste miejsce.
Tak Pan patrzy na swoją owczarnię...
Zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec na pustyni i idzie za zagubioną. Dokąd idzie? Czy ma pewność odnalezienia jej? – To jest ryzyko ogromne. Idzie, aż ją znajdzie.
A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu. I jest święto radości. On cieszy się z serca z każdego powrotu z rozproszenia, spania, nieczuwania. Jego radość – radość Ducha Świętego – udzielona nam, wzmacnia nas w dalszym kroczeniu za Pasterzem. Po powrocie wzmacnia nas, bo On szuka nas zarówno na zewnątrz poprzez tyle znaków, tyle osób, które nas spotykają, rekolekcji, chwil zastanowień, rozmów, tak zwanych przypadkowych wydarzeń, ale szuka nas też od wewnątrz, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Szuka nas od wewnątrz poruszeniami sumienia, poruszeniami serca.
Drogie siostry i drodzy bracia, stajemy wobec tajemnicy poszukiwań Boga, który wyszedł nie na spacer, tylko na ogromnie trudną, niebezpieczną wyprawę poszukiwania nas. Podjął ryzyko tego, że my możemy te poszukiwania po prostu zlekceważyć, zakpić z nich. Wyszedł na poszukiwania z otwartym Sercem, które można potraktować jak kawałek mięsa przeznaczonego do pokrojenia, przybicia, porcjowania. Trwajmy przy Jezusie wobec tej tajemnicy – z wielką starannością. Pilnujemy się, pomni na to, że idziemy do zwycięstwa, że krzyż to nie jest wszystko, co Bóg ma nam do zaoferowania, bo jest to droga dojścia do pełnej radości, tam, gdzie nie ma już miejsca na rozdmuchiwanie ran przez złego ducha, bo rany zostały uzdrowione. Tam nie ma już dostępu utyskiwanie, krążenie wokół siebie w egoizmie. Tam nie wejdzie żadna choroba, przeszkoda.
Dziękujmy Panu, który nas szuka, aż znajdzie. Panie, znajdź nas i dzisiaj. Odszukaj nas. Wierzymy, że masz więcej pomysłów na to, niż my chęci, aby tak było.
Z Panem! –
ks. Leszek Starczewski