Rozwijać miłość
1 Tes 4,9-11; Ps 98; Mt 25,14-30
Jezus mówi: Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Każdemu, kto przynajmniej poruszy serce w tę stronę, zostanę podane wszelkie możliwości, talenty, osoby, zdarzenia, które go pociągną dalej, niech tylko ruszy serce, bo Pan Bóg nas w tym nie wyręczy. Pan Bóg może oddziaływać na serce, ale poruszenia już od nas zależą. Natomiast sługa nieużyteczny – ten, który nie pozwolił rozkręcać się miłości dalej – zostanie wyrzucony na zewnątrz w ciemności: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Oto Pan głosi swoje słowo w Kościele. Oto Pan – jak mówi aklamacja przed Ewangelią – przenika nasze serca swoim światłem. Po co? – Abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Abyśmy mieli i na dzisiejszy dzień podpowiedzi do tego, jak żywić nadzieję, abyśmy pozwolili miłości rozwijać się, czyli uwierzyć miłości po to, by mieć nadzieję.
Panie, który dzielisz się z nami mądrością życia, daj, abyśmy życiowo przyjęli to słowo i wprowadzili je w życie mocą Twojego Ducha.
Św. Paweł słowem głoszonym wśród Tesaloniczan wywołał miłość. Zaczęła ona działać. Tak jest z miłością, że włada ona sercem człowieka, jego spojrzeniem, dotykiem i rzeczywiście chce się kręcić, chce się wyrażać. Miłość nie lubi się chować.
Ciesząc się faktem, że to rzeczywiście działa, że Tesaloniczanie tak mocno się tym wszystkim przejęli, że stosują to w życiu i sprawdziwszy to jeszcze przez Tymoteusza, którego wysłał do nich, apostoł pisze list, bo chce, aby ta miłość się rozwijała. Pragnie podtrzymać wiarę i uchronić ją przed zagrożeniami, które się niechybnie pojawią.
Dzisiaj mówi o tym, że nie jest rzeczą konieczną, abyśmy wam pisali o miłości braterskiej, albowiem Bóg was samych naucza, byście się wzajemnie miłowali. Czynicie to przecież w stosunku do wszystkich braci w całej Macedonii.
Paweł akceptuje postawę Tesaloniczan. Zachęca, by dalej poddawali się działaniu miłości. Oczywiście ma być ona czynna, nie wolno jej chować.
Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy.
Zachęta Pawła obejmuje poddawanie się dalej tej miłości i trosce o pokój. Tutaj apostoł mówi bardzo życiowo – zresztą jak zawsze – żeby odbiorcy listu starali się zachować spokój. Nie zawsze się to uda, ale starajcie się zachować ten głęboki pokój.
Pokój w Biblii, który w pełni objawia Jezus, związany jest z Jego zwycięstwem nad śmiercią. To dla nas źródło pokoju. My mamy naprawdę święty spokój związany z tym, że Jezus wszystko już pokonał, a my teraz to odkrywamy. Mamy się uczyć przyjmować to, co odkrywamy, co On pokonał, w świetle Jego zwycięstwa – wszystkie sprawy, przerażające nas nieraz sytuacje, to, co się dzieje w nas samych. Jak mogłem być taką kanalią, takim obłudnikiem... To wszystko, co odkrywamy, mamy przyjmować w świetle Jego pokoju i starać się patrzeć na nasze życie przez pryzmat Jezusowego zwycięstwa.
Św. Paweł mówi: zachęcam was, byście się coraz bardziej doskonalili. Rozwijajcie w sobie czynną miłość, która w was działa, i starajcie się o pokój. Starajcie się, czyli nie zawsze się to wam uda. Nie zapomnijcie, że życie toczy się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będzie różnie.
Dodaje jeszcze trzecią bardzo ważną rzecz. Gdzie ma się dokonywać to coraz większe doskonalenie się i staranie o pokój? – W pracy i wypełnianiu waszych obowiązków. Słyszeliśmy przedwczoraj w Ewangelii, że Jezus, kiedy przyjdzie jako Pan, ogromnie pragnie zastać nas przy tych czynnościach, do których nas wezwał. Do tego, do czego jesteśmy zobowiązani teraz, kiedy mamy taką, a nie inną powinność wypływającą z codziennego życia. Trzeba wypełniać obowiązki i pracować własnymi rękami. Nie wyręczać się kimś, tylko trudzić się przy tych zadaniach, które należą do nas w pierwszej kolejności, jak to wam nakazaliśmy.
Paweł wywołał miłość głoszonym słowem. Ona działa, bo nie może być inaczej. Ludzie uwierzyli miłości i dlatego mają nadzieję. Jest prawdą, że – jeżeli chodzi o nadzieję – Tesaloniczanie będą mieli z nią kłopot, o czym Paweł powie później, bo oni chcieli ją realizować teraz, czyli siąść i nic nie robić w oczekiwaniu na przyjście Tego, na którego z nadzieją się czeka, czyli Chrystusa.
Św. Paweł zwraca uwagę na to, aby pozwolić miłości dalej się przemieniać. Pozwólcie miłości doskonalić was bardziej. Starajcie się zachować spokój, spełniając własne obowiązki i pracując własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy.
To posłuszeństwo nakazom Pawła związane jest oczywiście z jego ogromną troską o to, by Tesaloniczanom nie przeszło zafascynowanie żywą obecnością Boga w ich życiu i jednocześnie świadczy o ogromnym związaniu się Pawła z nimi. On jest emocjonalnie mocno z nimi złączony. Ale oczywiście jedno i drugie poddane było Bogu, bo to wszystko ze względu na Pana.
Paweł rozwija swe talenty i dary również przez to, że pomaga pracować nad talentami otrzymanymi przez Tesaloniczan. Istnieje w Kościele taka zależność, że jeżeli przekażę talent, który dał mi Pan Bóg, komuś drugiemu, to on też go rozwinie i będzie podawał dalej. Tak się tworzy Kościół. Każdy niech służy tym darem, który otrzymał.
Jezus ilustruje to w kolejnej z przypowieści, jaką u św. Mateusza odnajdujemy, a mianowicie w przypowieści o pewnym człowieku, który miał się udać w podróż. Pan Jezus zasugerował nam, że On udaje się w podróż. Trzeba przygotować troszeczkę mieszkań, ale On tu wróci. Tymczasem da wszystko, co jest potrzebne, żeby ten czas rozłąki odpowiednio przeżyć.
Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Przekazał im życie. Przekazał im wszystko, co potrzebne do tego, żeby to życie doskonalić, pomnażać otrzymane dary.
Jezus opowiadając tę przypowieść, daje nam trzy próbki tego, jak można potraktować Jego słowo, podział majątku, który daje. Opowiada o ludziach, którzy kolejno otrzymali: pięć talentów, dwa talenty i jeden talent. Dwaj pierwsi, nie zaglądając jeden do drugiego i nie oceniając jakościowo, jak te talenty wyglądają, jaki jest pan, po prostu przejęli się jego poleceniem, posłuchali go i rozmnożyli talenty. I dobrze zrobili. Tak też zresztą powie ich pan, kiedy wróci.
Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach – tak niewiele dostałeś, otrzymasz teraz wszystko – nad wieloma cię postawię. Jezus odda swoje życie za wielu – za wszystkich. Otrzymujesz właściwie wszystko. Wejdź do radości twego pana.
Przychodzi także ten, który otrzymał jeden talent, i pierwsze, co robi, to przedstawia swoją wizję pana. Mówi, jak go widzi. Ciekawe, że ta wizja pana nie odbiega od prawdy, bo sługa mówi: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Pan mu odpowiada: Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Wiedziałeś. Mówisz prawdę, rzeczywiście jestem wymagający, nie partaczę roboty. Gdy daję oryginalne złoto, talenty, gdy daję oryginalne życie, to pragnę też, aby ono było oryginalne. Nie chcę od ciebie podróbek, tylko rzeczy oryginalne. Jestem wymagający. Wiedziałeś o tym. Co zrobiłeś z tą wiedzą? – Sługa odpowiada: zainwestowałem w bojaźń. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. To znaczy, nie obracałem nim. Po prostu uważam, że owszem, będę tylko oddychał, żył. Schowam dar i tyle. Nie będę traktował oddechu jako Twojego daru, tylko będę nim oddychał na swoją korzyść. – Zakopał talent.
Oto masz swoją własność. Oddaję Ci oddech. Zwracam Ci to, co od Ciebie otrzymałem.
Ocena Pana jest następująca: miałeś wiedzę, powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność.
W rzeczywistość nakreśloną przez Pana może nam pomóc wejść inny tekst – z Apokalipsy, gdzie jest powiedziane: Bądź zimny albo gorący, nie letni. A więc zdecydowanie opowiadaj się po jednej bądź drugiej stronie. Oczywiście brzmi to niezwykle surowo i wymagająco. Jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę nasze niedoskonałości, słabości, które często są letniością, to moglibyśmy powiedzieć, że po wysłuchaniu tej Ewangelii, powinienem wybrać to, co złe, zrezygnować z Pana i iść za złem, bo jestem letni... To jest pułapka, bo wcale słowo do tego nas nie wzywa. Stawia sprawę jasno, ale nie wzywa do porzucenia Pana, bo św. Paweł mówi do Tesaloniczan: doskonalcie się. Jeżeli odkrywam swoją letniość, to po to, żeby doskonalić się nie w letniości, ale w powrotach do Pana. To jest praca nade mną, to jest pomnażanie talentów. Odkryłem letniość więc dalej będę letni... – to jest niebezpieczne. Wracam. Ciężko mi się zebrać, bo Pan jest wymagający. Chce żąć tam, gdzie nie posiał, i zbierać tam, gdzie nie rozsypał. Jest to Ktoś twardy w swojej miłości, twardy przez to, że niezwykle zdecydowany i konsekwentny. Nie przepuści. Zwyciężył, to chce dać zwycięstwo wszystkim. Zwyciężył za cenę swojej męki i śmierci, więc nie będzie nam dawał czegoś, co nie jest przejściem przez tę mękę i śmierć, przez trud. Nie da nam podróbki.
Dzisiaj w modlitwie kolekty słyszymy, że błogosławiona Bronisława połapała się w tym przez pokorne kroczenie za Twoim krzyżem – jak mówi modlitwa – po niedolach życia doczesnego. Nie jest przyjemne kroczenie za krzyżem Jezusa, dojście przez krzyż do uczestnictwa w Jego chwale czy do radości wiecznej. Pełna radość kosztuje. Ale lepsza jest pełna radość niż pusta i niepoważna.
Podsumowując tę przypowieść, Jezus mówi: Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Każdemu, kto przynajmniej poruszy serce w tę stronę, zostanę podane wszelkie możliwości, talenty, osoby, zdarzenia, które go pociągną dalej, niech tylko ruszy serce, bo Pan Bóg nas w tym nie wyręczy. Pan Bóg może oddziaływać na serce, ale poruszenia już od nas zależą.
Natomiast sługa nieużyteczny – ten, który nie pozwolił rozkręcać się miłości dalej – zostanie wyrzucony na zewnątrz w ciemności: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Oto Pan głosi swoje słowo w Kościele. Oto Pan – jak mówi aklamacja przed Ewangelią – przenika nasze serca swoim światłem. Po co? – Abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Abyśmy mieli i na dzisiejszy dzień podpowiedzi do tego, jak żywić nadzieję, abyśmy pozwolili miłości rozwijać się, czyli uwierzyć miłości po to, by mieć nadzieję. Starajmy się o pokój, by mieć nadzieję. Podejmujmy pracę własnymi rękami tak, by rozwijać to, co Pan Bóg nam daje. Mamy tylko rozwijać to, co otrzymaliśmy – nie wymyślać czegoś nowego dla siebie.
W świetle dzisiejszych czytań nasuwają się pytania:
Na ile pozwalam rozwijać się miłości, doskonalić się w kroczeniu za Panem?
Na ile staram się o pokój? Konkrety!
Na ile własnymi rękami podejmuję zadania wyznaczane mi przez życie?
Na ile, kiedy, w jakich sytuacjach, zamiast rozwijać talenty, zakopuję je poprzez przyglądanie się, czy czasem nie brakuje mi czegoś, co ma ktoś inny? Na ile nie zazdroszczę bliźnim ich talentów?
Na ile pozwalam rozwijać się moim talentom – moim, czyli tym, które otrzymałem od Pana – a na ile zajmuję się porównywaniem z innymi?
Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania po rozważeniu tego słowa.
Z Panem –
ks. Leszek Starczewski