Abyście postępowali
w sposób godny powołania,
jakim zostaliście wezwani
Ef 4,1-6; Ps 24; Łk 12,54-59
Każdego dnia szukamy miłosiernych natchnień do życia. Ma ono swój określony cel. Dzięki miłości, jaką obdarzył nas Pan, tym celem staje się pełnia szczęścia w zjednoczeniu z Nim w wieczności. Cel nie jest jeszcze przez nas osiągnięty. Kolejny dzień potwierdza, że Pan prowadzi nas do siebie w mocy Ducha, którego udzielił nam w sakramencie chrztu. Wszczepiając nas w siebie samego, jednocząc nas z sobą, niestrudzenie i wciąż, każdego dnia posyła swoje Słowo, aby oczyszczać nas z tego, co ciągle przeszkadza w dostrzeganiu Go w codzienności.
Święty Paweł z wielką pokorą kieruje dziś zachętę do Efezjan we fragmencie listu, który czytamy w Liturgii Słowa: Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością znosząc siebie nawzajem w miłości.
Apostoł kreśli po raz kolejny przed oczami i sercami Efezjan cel, do którego mają się odwoływać. To właśnie ten cel, to powołanie, którym zostają obdarzeni wyznawcy Pana, ma wygrywać z codziennymi troskami, kłopotami i zdarzeniami, budzącymi w człowieku zniechęcenie.
Paweł akcentuje całą pokorę, cichość i cierpliwość, szczególnie w odniesieniu do siebie nawzajem, do relacji, jakie między ludźmi występują. Nie chodzi tu o jakiś niezdrowy dystans czy też oziębłość, obojętność. Chodzi o znoszenie siebie nawzajem w miłości. Oczywiście nie wolno nam zapomnieć, że Słowo Pana, podejmując temat miłości, mówi o jej mądrym przełożeniu na życie. Znosząc siebie nawzajem w miłości. Różne są przecież szczeble miłości. Pełnia miłości jest w Bogu. Poznajemy tę miłość i doświadczamy jej w przyjaźni w większym stopniu niż w codziennych znajomościach. Inny poziom miłości występuje względem osób nieznanych, które często stają na drodze naszego życia.
Paweł apostoł zachęca do mądrej miłości, która swoje źródło ma w Bogu. Dlatego znoszenie siebie nawzajem w miłości to coś zupełnie odmiennego niż stoicki spokój czy też jakaś nieczuła obojętność.
Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Odwoływanie się do Ducha i działania Jego mocy w nas, staje się kluczem do znoszenia siebie nawzajem w miłości, a także znoszenia tego, co życie każdego dnia nam przynosi.
Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój, pokój, czyli to przeświadczenie o pełnym zwycięstwie odniesionym przez Chrystusa nad śmiercią i grzechem – zwycięstwie, owocującym pełnią życia w wieczności. Pokój jest tym darem, który Zmartwychwstały przynosi swoim zalęknionym apostołom. Do takiego pokoju – nie do tego, który proponuje świat na zasadzie różnych układów i porozumień – Pan chce nas nieustannie prowadzić i w tym pokoju pragnie nas każdego dnia odnajdywać.
Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Ta jedność – która swoje źródło ma w Bogu i w której mamy udział ciągle na nowo, żyjąc według zobowiązań wypływających z chrztu świętego – jest także celem naszego życia. Właśnie wewnętrzne zjednoczenie z braćmi i siostrami, znajdujące swe źródło w życiu Boga, staje się naszym celem, o który warto zabiegać. Jeśli taki cel przyświeca naszemu życiu, postępowanie nasze rzeczywiście ku temu zmierza i o tym świadczy.
Nie zapomnijmy, że wezwanie do jedności i do mądrej miłości, którą winniśmy darzyć siebie nawzajem, ma swoje źródło w działającym w nas Duchu. Nie zapomnijmy, że własną siłą, własną mocą, nie jesteśmy w stanie znosić siebie nawzajem w miłości. Ba, nawet nie jesteśmy w stanie znosić siebie samych ze swoją perfidią grzechu i doskwierających nam słabości. Przebywający w nas Duch Pana staje się dla nas źródłem mocy i punktem odniesienia.
Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia, świat i jego mieszkańcy. Albowiem On go na morzach osadził i utwierdził ponad rzekami. Właśnie Pan prowadzi dzieje świata. Nawet gdy świat nie chce przyjąć tego do wiadomości – a często, jak zapowiadał Chrystus, tak będzie: świat was znienawidzi – to tym gorzej dla świata i tym gorzej dla tych, którzy według jego kryteriów postępują.
Pan oczekuje, że Jego lud będzie Go wiernie szukał. Oto lud wierny, szukający Boga – przypomina refren dzisiejszego psalmu. Wiernie szuka, to znaczy – niezależnie od tego, w jakim stanie, w jakiej rzeczywistości świata lud się znajdzie – podejmuje na nowo trud poszukiwania Pana, trud wierności, do którego moc daje działanie Świętego Ducha.
Warto zapytać siebie samego: Na ile każdego dnia znajduję przedział czasu dla działania tego Ducha, dla odkrywania Jego obecności w nas? Na ile jestem w stanie wygospodarować siły, odseparować się od różnych zajęć, by pierwszy był Pan i działanie Jego Ducha? Im mniej czasu poświęcamy wysiłkom dotarcia do działania Świętego Ducha w nas i obok nas, tym mniej mamy sił do życia. Tym bardziej – odkrywając stan osłabienia, jaki może nam towarzyszyć – winniśmy dla siebie samych, naszych braci i sióstr, a nawet nade wszystko dla Pana, odnajdywać kolejną drogę powrotu do Niego, kolejne zatrzymanie się i kolejne trwanie na kolanach. Najsilniejszy jest człowiek, gdy klęczy.
Jezus dostrzega naszą bezradność i to, że często mamy lepsze rozeznanie w tym, co prowadzi nas na manowce, niż w sprawach, do których On nas wzywa. Nazywa ten stan bezsilności po imieniu i przypomina nam z całą stanowczością, że jest on niezwykle zgubny.
Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: "Deszcz idzie". I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: "Będzie upał". I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?
Słowa Chrystusa są niezwykle stanowcze. To dobrze, bo często w naszym codziennym życiu, przygniecieni różnego rodzaju przeciwnościami, zatrzymujemy się i poświęcamy im więcej uwagi i czasu, niż samemu Panu. Dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? Dlaczego nie odwołujemy się do Ducha i nie kierujemy naszej świadomości na Jego działanie w nas? Dlaczego, często obłudnie, poświęcamy czas na narzekanie, utyskiwanie czy też biadolenie, a nie na poddawanie tego stanu, w którym jesteśmy, właśnie Panu?
Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka.
Chrystus bardzo mocno uświadamia swoim uczniom, że czas, w którym żyją, to czas niepowtarzalny. Że obecny czas, w którym jest w nas taka, a nie inna świadomość, to właśnie czas zbawienia, przychodzenia Boga do nas.
Skoro Pan Bóg do siebie nas wzywa, to każda sprawa, każda relacja z człowiekiem, o tyle ma znaczenie, o ile do Pana Boga prowadzi. Często zatrzymujemy się na różnych zagniewaniach, fochach czy uprzedzeniach, tak jakby one były najważniejsze na świecie. Często nasze słabości tak potrafią nas pochłonąć, że wydaje się nam, że poza nimi nie ma świata. Często przykre wspomnienia czy różnego rodzaju załamania tak są w nas pielęgnowane, że odbieramy niejako naszemu Panu możliwość działania w nas, uwalniania i uzdrawiania nas.
Bardzo ważna rzecz: Dopóki jesteśmy w drodze, dopóty zabiegajmy o odkrywanie w nas tego Ducha, w którym przychodzi sam Pan. Dotąd, dokąd jest nam dane oddychać, walczmy o ten powiew Ducha, który nas podtrzyma nawet w największych utrapieniach, zmaganiach z cierpieniem czy chorobą.
Pan jest blisko! Jest z nami w drodze! To On wyjaśnia nam Pisma. To On łamie dla nas chleb. To do Niego należy cała ziemia.
Droga siostro, drogi bracie, nie należysz już do siebie, do swoich słabości, do lęków z powodu śmierci, obaw o jakąkolwiek przegraną. Należysz do Pana. Nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie. Jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana, jeżeli umieramy, umieramy dla Pana – powie w innym miejscu święty Paweł. W życiu i śmierci należymy do Niego.
Dziękujemy Ci, Panie, za dar Twojego Ducha i za wezwanie do życia wiecznego, do którego nas w tym Duchu prowadzisz. Zawierzamy Ci nasze stany świadomości, wspomnień obecnego czasu i tych dni – jak śpiewał nieżyjący już Marek Grechuta – które są jeszcze przed nami, które są ważne, bo przecież tak bardzo mogą naprowadzać ku Tobie. W tej właśnie chwili przychodzisz do nas. W tej właśnie chwili, przez swojego Ducha, chcesz dotknąć nas Słowem, które niesie życie wieczne i które nas do życia wiecznego prowadzi. Dziękujemy Ci, Panie, że z nas nigdy nie zrezygnujesz.
Pozdrawiam w mocy Pana –
ksiądz Leszek