Trwały fundament
Pan oczekuje od swoich wyznawców bardzo zażyłych relacji. Nie jesteśmy dla Niego obcymi i przychodniami. Nie stanowimy grupy gorszej kategorii traktowania. Jezus stawia nas w swoim Sercu jako najbliższych, o których warto zabiegać i którym warto podarować kolejny dzień życia.
Pan przypomina nam dziś w swoim Słowie o Jego wybraniu, o Jego pomyśle powołania nas do życia i do świadczenia o Bożej obecności aż do dnia, kiedy sam powtórnie przyjdzie, aby zabrać nas do siebie, do pełni szczęścia i zjednoczenia z Nim w niebie.
Święty Paweł, znanym nam już z rozważań Efezjanom, przypomina tę prawdę, nad którą zatrzymywaliśmy się niedawno w rozważaniu Bożego Słowa. Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus.
Pomysł na nasze życie ma trwały fundament. Tym fundamentem i pierwszym punktem odniesienia jest Chrystusa. To właśnie w Nim postrzega nas Niebieski Ojciec i to właśnie w mocy Ducha udzielonego Chrystusowi, Jego Synowi, pragnie dalej prowadzić nas do siebie. Jesteśmy dla Niego domownikami. Jesteśmy Jego domownikami. Jesteśmy kimś, o kogo warto zabiegać kolejny dzień i kogo warto nieustannie budować i stwarzać na nowo.
W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
To właśnie Chrystus, działający w mocy Świętego Ducha, jest dla nas punktem odniesienia i motywacją do życia. Jeżeli szukamy jakiegokolwiek oparcia – a oparcie potrzebne jest każdemu człowiekowi – to najpełniej odnajdziemy je właśnie w Chrystusie.
W każdej chwili dokonuje się budowanie na fundamencie, którego trzon stanowią apostołowie i prorocy, a kamień węgielny to sam Chrystus Jezus. Teraz, kiedy zbliżamy się do Pana, On dodaje nam sił do życia. Nieustannie przypomina o swojej trosce i zabieganiu o nas, a także o bliskości, o jakiej ciągle marzy. Ona staje się rzeczywistością, ilekroć zbliżamy się do Niego.
Nie wolno się nam zrażać niepowodzeniami ani nużyć, bo kolejny raz to Słowo rozbrzmiewa i pochylamy się nad nim może już setny raz. Nie zawsze ono oddziałuje na nas tak, jak może tego byśmy pragnęli, ale Słowo Pana ma nieustannie tę moc, która nas zbawia, oczyszcza i podnosi.
Jak inaczej się żyje, kiedy po rozważeniu Słowa, po trudzie wnikania w święte treści, człowiek rzeczywiście doświadcza mocy przesłania, które jest jednoznaczne: Jestem kim ważnym, kimś bliskim Bogu. Kimś, o kogo On naprawdę chce ciągle się starać również i teraz.
Po całej ziemi rozchodzi się głos tej miłości, która ciągle na nowo nas stwarza i buduje. Czerpiąc z niej siły, wznosimy się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Nie są to słowa ani nie jest to mowa, których by dźwięku nie usłyszano. To nie jest tak, że słowa o miłości Boga do świata do nas nie docierają. One rozbrzmiewają w różnym stopniu na różnych miejscach ziemi, w rozmaitych doświadczeniach i okolicznościach przez nas przeżywanych. Są to słowa, które można przyjąć bądź odrzucić. Ich akceptacja, przyjęcie tego wybrania i zatroskania Boga o nas, podnosi nas ciągle na nowo. Przecież dla Niego się trudzimy, dla Niego żyjemy, dla Niego budujemy to życie, nawet kiedy okaże się, że ostatni czas to była jedna wielka ruina. Dla Niego! To On jest punktem odniesienia. Nie to, co nam się udało czy to, co nam kompletnie nie wyszło, ale właśnie Pan – Ten, który traktuje nas jako swoich domowników.
To On powołuje i posyła z misją głoszenia Słowa wybranych apostołów – Dwunastu – wśród których dzisiaj Kościół w liturgii stawia w pierwszym rzędzie Szymona i Judę Tadeusza. On powołuje do życia także i nas. To On, na miarę naszego powołania i możliwości, pragnie objawiać tę miłość i zatroskanie o świat ludziom, z którymi się spotykamy. Najpierw objawia ją nam.
Cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich. Ta moc wychodzi od Niego i dziś i uzdrawia wszystkich. Ta sama moc, którą Chrystus uzdrawiał, jest i dziś obecna – jak uczy Kościół – w sakramentach, jest obecna w Słowie, na które to Słowo powstały niebiosa. Ta moc dostępna jest dla nas. Jesteśmy kimś, kogo wybiera sam Bóg, o kogo życiu chce decydować sam Bóg, przy naszym współudziale.
Duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu przychodzi do Chrystusa. Przed wybraniem apostołów spędził On całą noc na modlitwie, a ludzie przychodzą, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób.
Przychodzimy i my, aby słuchać Pana. Pragniemy tak rozważać Słowo, aby ono nas dotknęło, abyśmy znaleźli uzdrowienie z naszych chorób, z błędnego widzenia świata jako tylko i wyłącznie miejsca kaźni. Przychodzimy, aby słuchać naszego umiłowanego Pana i znaleźć uzdrowienie z chorego myślenia wszczepionego nam przez jad złego – myślenia, które sugeruje, że jesteśmy kimś obcym, kimś, o kogo Bóg z pewnością nie zabiega, kimś, do kogo to Słowo uzdrowienia nie dotrze...
Staramy się Go dotknąć, ponieważ moc wychodzi od Niego. Podejmujemy trud rozważania Bożego Słowa, mając świadomość, że towarzyszy nam ogromna moc Świętego Ducha, w którą to moc Pan chce nas uzbrajać, chce nas budować ciągle na nowo.
Dziękujemy Ci, Panie, że te słowa są prawdą, za którą oddałeś życie i że mają w sobie moc zdolną pokonać śmierć naszego myślenia i uzdrowić nas z jadu kłamstwa, zaszczepionego nam przez złego ducha.
Bądź uwielbiony, Panie, który o nas zabiegasz. Ty odnawiasz w nas powołanie do wieczności. Daj nam, abyśmy w tym powołaniu odnajdywali się również i teraz.
Pozdrawiam –
ksiądz Leszek Starczewski