Uważajcie na siebie
Tt 1,1-9; Ps 24; Łk 17,1-6
Znajomość realiów życia jest jednym z wymogów stawianych przez Pana Jego wyznawcom. Zbawienie dotyka przecież naszej codzienności, zatem w warunkach, w jakich się znajdujemy, jest z nami Pan i Jego konkretne wskazania na życie. Napawają otuchą słowa, które do nas kieruje: Uważajcie na siebie.
Dziś przed nami kwestie często pojawiające się w życiu: zgorszenie, upomnienie braterskie i przebaczenie. Z życia wzięte właśnie. Chrystus nie udaje, że tych problemów nie ma ani nie pomija ich jako nieistotnych w Jego nauczaniu. Przeciwnie, podejmuje je wnikliwie w rozmowie z apostołami.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie».
Nie brzmi to zachęcająco: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia, ale to jest część naszej codziennej rzeczywistości. Zgorszyć, czyli uczynić kogoś gorszym, to jedno z najcięższych przestępstw w katalogu Pana. Szczególnie, jeśli ktoś staje się powodem grzechu jednego z tych małych. Lepiej umrzeć, niż stać się powodem zgorszenia. Mocne. Nie zapomnijmy, że chodzi o świadome ludzkie działanie, którego celem jest zabicie niewinności i życia dziecka Bożego. Ile takich sytuacji już pojawiło się w historii? Ile jest, a ile jeszcze będzie miało miejsce? Na pewno przyjdą – to trzeba wziąć pod uwagę – jako część składowa naszej codzienności. Jezus nie przesadza w ustawieniu sprawy zgorszeń na tak wysokiej półce. Ostrzeżenie, które wypowiada dalej, jest tego wymownym potwierdzeniem: Uważajcie na siebie. Jednak Pan nie zamyka się tylko w kręgu ostrzeżeń. Zna przecież naszą kondycję i wie, że to my możemy stać się powodem grzechu. To ja mogę zostać zgorszony i kogoś zgorszyć. Dlatego wzywa do upomnienia wypływającego z braterskiej miłości. Skoro Pan mnie szuka jako grzesznika i okazuje mi miłosierdzie, aby stworzyć mnie na nowo, obdarzyć życiem, to i ode mnie – swego wyznawcy – oczekuje podobnych zachowań.
Kluczem jest upomnienie z miłości, prowokujące miłość w sercu tego, który wobec nas zawinił.
«Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu.»
Jak Pan przebacza nam, tak i my winniśmy się nawzajem obdarzać przebaczeniem. Tylko w tej perspektywie przebaczenie staje się możliwe. Każde inne motywacje są za małe i niewystarczające. W świetle wiary inaczej wygląda mój żałujący winowajca…
Nie dziwi zatem prośba apostołów, z jaką się zwracają do Pana po tych Jego wskazaniach: Apostołowie prosili Pana: «Przymnóż nam wiary».
Skoro oni prosili, to co dopiero my, małe żuczki ?
Jak jest z troską o moją wiarę w sytuacjach zgorszeń, w jakich żyję na co dzień?
Kiedy – dokładnie – ostatnio z głębi serca wypłynęła moja prośba do Pana, aby przymnożył mi wiary?
Czym wzmacniam swą wiarę?
W których moich zachowaniach brak wiary? Gdzie stała się ona martwą?
Troska o wiarę na co dzień to nie przykry obowiązek, ale niezbędny wymóg, aby żyć i przeżyć w zalewających nas falach zła. Pan przymnaża wiary tym, którzy o nią zabiegają. A wystarczy nawet ziarenko…
Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze", a byłaby wam posłuszna».
Głoszenie Słów Chrystusa rodzi wiarę. Jak wielkiej odpowiedzialności podjęli się ci, którzy odpowiedzieli na głos Mistrza wzywającego ich do tej posługi. Paweł apostoł uświadamia tę prawdę jednemu ze swych duchowych synów, Tytusowi. List pasterski, ku niemu skierowany, podejmuje dziś problem czujności nad doborem przyszłych głosicieli Słowa, które rodzić będzie wiarę. Paweł poleca Tytusowi, organizującemu wspólnotę chrześcijan w Efezie, aby nad tym dokładnie czuwał. Zarówno prezbiterzy, jak i biskupi, czyli pierwsi głosiciele Pana, mają być nienaganni w stylu życia, którym potwierdzą głoszoną naukę.
Ważna tu jest czujność, z jaką przełożony wspólnoty ma podejmować kandydatów do kapłaństwa posługi. Pamiętam z czasów formacji seminaryjnej, jak uderzyły mnie słowa jednego z rekolekcjonistów, tłumaczącego nam konieczność naszej przejrzystości wobec Kościoła, który nas ma posłać na żniwo Pańskie. Kościół ma prawo wiedzieć, kogo pośle do konfesjonału i na ambonę – jeszcze do dziś słyszę te słowa.
A jak z moim stylem życia wyznawcy Pana? W czym jest ono naśladowaniem Mistrza, a gdzie od Niego innych odciąga?
Jak często modlę się za Kościół i powołanych do posługi w sakramencie święceń?
Jak często jako prezbiter, czy biskup, zawierzam Panu tych, których powierzył mojej opiece w drodze do Niebieskiego Domu? Jak głoszę im Słowo Boże?
Uważajcie na siebie.
Jawicie się jako źródła światła w świecie, trzymając się mocno Słowa Życia.
Z Panem –
ks. Leszek Starczewski