Serce zafacynowane miłością
Nawet, jak Dobre Słowo mamy do rozważenia wieczorem, po takim, a nie innym dniu, ono ciągle jest dobre i ciągle ma swoje źródło w zatroskaniu Pana o to, aby nasza dusza nie zwiędła, nie wyschła, ale była ożywiona tym, co najlepsze. A to, co najlepsze, ma swoje źródło w Bogu.
Pana interesuje pierwsze poruszenie serca. I o to pierwsze poruszenie serca, które zafascynowało się Miłością potrafiącą przebaczyć, potrafiącą zauważyć, wysłuchać, nie narzucać się, potrafiącą kochać w sposób czysty i wierny, zabiega Pan. Serce zafascynowane taką Miłością jest ciągle przez Niego zdobywane.
Nawet, kiedy się okaże, że serce przestanie się fascynować Miłością Boga, nawet, kiedy słowa: Bóg cię kocha…, będą w nim wywoływać już tylko znużenie, Pan Bóg nie przestanie angażować całej swojej wewnętrznej siły, całego swojego Ducha, aby zdobyć to serce na nowo.
Dzisiaj przykład i wielkie dla nas pouczenie znajdujemy w Księdze proroka Ozeasza, a dokładnie we fragmencie, w którym Pan mówi do ludu, który o Nim zapomniał, znużył się Nim, rozmienił Go na drobne, otrzymał wprawdzie Ziemię Obiecaną, otrzymał czas odpoczynku, ale tę Ziemię Obiecaną, ten czas odpoczynku przy Panu, rozmienił na swój egoizm, na upodobanie tylko w tym, co jemu jest należne. Zapomniał o Panu.
Pan chce mimo wszystko mówić także do takiego serca. Używa do tego proroka Ozeasza. Jak pamiętamy – a jak nie, to sobie przypominamy – prorok ten poślubił kobietę, która cudzołożyła, zdradzała go. Zakochał się w kobiecie, która go zdradzała. To boli… Zdrada boli. Bardzo boli. Prorok Ozeasz doświadczył tego na własnej skórze. Dlatego jego życiorys stał się wymownym świadectwem tego, co dzieje się w Sercu zdradzonego Boga. Każdy grzech jest zdradą Boga… Nawet, jak nie uświadamiamy sobie tego i nawet, jak myślimy, że grzech uderza tylko w Boga – grzech uderza w nas, bo nas czyni nieczułymi w sercu, które chce miłości. Zamienia ten czuły i wrażliwy punkt serca na punkt mocno egoistyczny, mocno skupiony na sobie. Tylko to, czego ja chcę… Tylko to, co mnie się podoba…
Pan mówi: Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. Tak, jak w momencie wyprowadzenia z Egiptu, doświadczenia pustyni, Izrael stawał ciągle wobec wyborów – albo wierzyć, że jestem prowadzony, nawet, kiedy jest pustynia, albo nie... – tak Pan dziś zwraca się do swoich wyznawców, zwraca się do mnie, do ciebie, droga siostro i drogi bracie, i chciałby poprosić cię o twój pierwszy zryw, pierwsze poruszenie serca, które zauważyło, że Bóg rzeczywiście żyje w tym świecie. Chce cię przynęcić Pan Bóg, specjalista od przynęt. Specjalista od takich poruszeń serca, które przenikają umysł, ciało i duszę, i które powodują poruszenie wyrażone w Jego przykazaniu: Miłować całym sercem, całym umysłem, całą swoją duszą, ze wszystkich swoich sił. Pan chce przynęcić.
Jeżeli przeżywasz, droga siostro, drogi bracie, doświadczenie, które wydaje się być piaskiem pustyni, jeżeli przeżywasz niezwykle trudny czas, jeżeli doświadczasz opuszczenia i wewnętrznej suchoty, nie zapomnij, że to nie jest przeszkoda do ujęcia twojego serca w taki sposób, że z tej pustyni powstanie oaza, że spieczona ziemia zakwitnie pięknym ogrodem. Potrzebny jednak jest czas i twoja uległość.
Nawet, gdyby się okazało, że wszyscy naokoło śmieją się, kpią – tak jak śmiali się i kpili ludzie, kiedy do Jezusa przyszedł Jair, prosząc o wskrzeszenie córki; nawet, gdyby się okazało, że wszyscy naokoło mówią, że już nic nie będzie z tego, w co twoje serce się zaangażowało – Pan mówi: To tylko śpi. Nie umarło.
Jakiej wiary tu potrzeba, aby Pan i nam objawił się – jak mówi psalmista – jako pełen miłosierdzia? Nieograniczony w miłosierdziu. Nie tylko fascynacji, jaką niosą chwilowe uniesienia, przelotna miłość. On się nie złapie na przelotną miłość… Dlatego że On nie kocha przelotnie. Nie kocha za coś. Bo Mu się spodobałam/spodobałem… Bo mam taką cechę… Kocha dlatego, że człowiek wyszedł z Jego Serca. Serce człowieka w Nim bije. I nie będzie spokojne, dopóki – jak mówi św. Augustyn – nie spocznie w Panu.
Jakiej wiary potrzeba, żeby Pan Bóg okazał się łagodny pośród bólu, żeby wyjął popękane szkło ze skaleczonego serca? Jakiej wiary potrzeba, aby rozpoznać Pana jako wielkiego w swoim niezgłębionym miłosierdziu? Wiary najprostszej – tej z serca, która przychodzi i mówi: «Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie». Panie, moje plany, zamierzenia, skonały. Lecz przyjdź i dotknij swoją ręką, a żyć będą. Panie, moje małżeństwo, narzeczeństwo, powołanie, skonało. Ale przyjdź i połóż rękę, a żyć będzie. Żeby chociaż frędzli się dotknąć… Żeby chociaż zasmakować… To jest możliwe!
Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię. Ta Ewangelia, Dobre Słowo – nawet późno rozważane, a przyjęte z serca, przemienia je. Nie robi tego na pokaz, dla efektu, nie robi tego hucznie – jak Włosi świętujący zwycięstwo nad Francją, jeżdżący całą noc po ulicach i skandujący swój tryumf. Robi to cicho i pokornie, bo takie jest Serce Pana. I o takie serce prosimy. Gdy zbliżymy się do Pana z takim sercem, na pewno Go spotkamy.
Panie, uzdolnij nasze serca łaską pokory, abyśmy potrafili znów zachwycić się Tobą i Twoją Miłością. Abyśmy w zachwycie, który źródło ma w sercu, rozpoznali, że Ty nas przynęcasz i chcesz do nas mówić, jak ktoś ogromnie w nas zakochany.
Pozdrawiam w Mocy Pana – ksiądz Leszek.