"Nie bójcie się!"
Pan Bóg nie unika spotkań z człowiekiem, przeciwnie – spotyka się ze swoim ludem właśnie przez człowieka. W tym tygodniu słyszeliśmy, jak Pan, poruszony w swoim Sercu, mówi w osobistym wyznaniu przez proroctwo Ozeasza, że pociągnął swój lud ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Miłość jest największym siedliskiem, zagęszczeniem pragnień Bożego Serca. Właśnie z miłości Pan wybiera i miłością pociąga do Siebie swój umiłowany lud.
Dziś jesteśmy świadkami niezwykłego spotkania, jakie ma miejsce w świątyni jerozolimskiej, kiedy to kolejny, upatrzony Sercem prorok, jest właśnie powoływany. Tym prorokiem jest Izajasz.
W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana Boga, siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał. I wołał jeden do drugiego: «Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały». Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła się dymem.
Pan objawia się w świątyni. Ukazuje ogrom swojego królewskiego majestatu. Ukazuje się jako Ten, którego obecnością napełniona jest cała ziemia. Służą Mu serafiny, niestrudzenie wyśpiewując Jego największą cechę, przymiot, a mianowicie świętość, doskonałość – nie tylko w sensie moralnym, ale doskonałość w znaczeniu nieposiadania żadnych braków, niedającą się porównać do tych relacji czy przykładów, które mamy na co dzień, ale która te przykłady jest w stanie ogarnąć, przemienić właśnie w siebie, czyli w świętość.
Prorok Izajasz jest świadkiem niezwykłego spotkania. Wobec tak olbrzymiej Wielkości reaguje tak, jak zareagowałby pewnie każdy słaby, mały człowiek – przerażeniem. Powiedziałem: «Biada mi. Jestem zgubiony. Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów».
Takie bogactwo łaski i taka mizeria ludzkiej kondycji spotykają się. Inicjatywa pochodzi od Pana. Pan chce spotykać mizernych, słabych ludzi. Nie po to, aby ich wystraszyć, sparaliżować, ale po to, aby przez ich oddanie i wolność objawiać swoją wielkość.
Izajasz słusznie zauważa, że mieszka pośród ludu o nieczystych wargach. Sam jest mężem, który takie wargi posiada. Nie stanowi to problemu dla Bożej Miłości. Boża Miłość jest w stanie przemieniać to, co nieczyste, w czystość, w piękno. Dokonać tego może tylko Boża Miłość.
Po takim wyznaniu Izajasza przyleciał do niego jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: «Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech». Prawdziwe spotkanie z Bogiem, spotkanie, które budzi serce w pokorze, kończy się zmazaniem, zgładzeniem tego, co stanowi przeszkodę – zmazaniem, zgładzeniem grzechu. Bóg jest w stanie to zrobić. Człowiek nie.
Usłyszałem głos Pana mówiącego: «Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?» Kto zechce podjąć się tej misji? Kto zechce – ujęty miłością – dalej ujmować tą miłością ludzkie serca, pogubione i pokaleczone? Odpowiedziałem: «Oto ja, poślij mnie».
Izajasz podejmuje współpracę z łaską Bożą. Usłyszy niebawem, że ze strony Pana Boga ta współpraca będzie trwała i pełna, chociaż lud, do którego zostanie posłany, niewiele będzie sobie robił z tego, co usłyszy. Ważne, że jest spotkanie, ważne, że Bóg podejmuje inicjatywę. Decyzja o przyjęciu tej inicjatywy i odpowiedzi na nią zależy od człowieka. Bóg trzyma rękę na pulsie. Nawet pośród ludu, sytuacji, zdarzeń, które wydają się całkowicie niezrozumiałe, nieczytelne, nieczyste, Bóg trzyma rękę na pulsie.
Pan Bóg króluje, pełen majestatu – przypomina psalmista szczególnie wszystkim, którzy chcieliby w obliczu różnych niepokojów – tak, jak Izajasz – odwołać się tylko do ludzkiej słabości. Jestem pośród pogmatwanych sytuacji, jestem pośród ludzi, którzy nic sobie nie robią z tego, że Ty, Boże, chcesz do mnie mówić. Psalmista przypomina: Pan Bóg króluje, pełen majestatu. Oblókł się w majestat, odział się w potęgę, nią się przepasał. Świat tak utwierdził, że się nie zachwieje. Trzyma rękę na pulsie!
Twój tron niewzruszony na wieki, Ty od wieków istniejesz, Boże. Już niejeden problem rozwiązałeś, Panie… Jesteś tak mocno utwierdzony w swojej miłości, jesteś samą Miłością, że już niejeden przypadek, zdarzenie, doświadczenie, wyprowadziłeś na prostą.
Świadectwa Twoje bardzo godne są wiary, Twojemu domowi przystoi świętość – największy z przymiotów, świętość – po wszystkie dni, o Panie. Dzień, który stał się naszym udziałem, ta świętość, działanie, opatrzność, miłość, trzymanie ręki na pulsie ze strony Pana Boga – wszystko to występuje.
Pan jest obecny. Pan chce się spotykać ze swoim ludem. Najpiękniej spotyka się przez Miłość objawioną w Jezusie Chrystusie. I ten Chrystus, który miał niespełna trzydzieści trzy lata, by w sposób fizyczny przekazać prawdę o miłości, chce ją kontynuować. Dlatego wybiera i powołuje – jak kiedyś Jahwe Izajasza, tak On teraz swoich apostołów. Wyposaża ich w realne wskazówki, nie obiecuje im rzeczy, które nie są możliwe do wypełnienia, uzdalnia ich swoim Duchem. Daje im wszystko, co potrzebne, aby poszli w świat, który ich wcale rozpieszczać nie będzie.
Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy uczniowi, jeśli będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Nie poprawiać Chrystusa. Jeżeli Jego nazywali obelżywie Belzebubem – władcą gnoju, władcą much – jeżeli Jemu rzucano kłody pod nogi, to Jego wyznawcy, Jego uczniowie, nie powinni oczekiwać czegoś innego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem – mówi dalej Chrystus – ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie. Konkretne wskazanie – nie bójcie się! Nie wchodźcie w dialog ze strachem! Nie pozwólcie na to, aby strach przejął królowanie nad waszym sercem, bo – przypomnijmy – psalmista mówi: Pan Bóg króluje, pełen majestatu. Przypomnijmy słowa wczorajszej lekcji, a mianowicie: Czemu mówicie: „nasz Boże”, do dzieła rąk waszych? Nie nazywajcie Bogiem waszych problemów, nie czyńcie z nich rzeczywistości, której Bóg nie jest w stanie opanować, objąć swoim działaniem, swoim królestwem.
Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Być może nie nadszedł jeszcze czas wyjawienia, objawienia i ujrzenia w świetle tego, co teraz jest ukryte, schowane, co jest pogrążone w mroku. Ale nie znaczy, że to nie będzie ujawnione. Pan Bóg króluje, pełen majestatu.
Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie jawnie, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Najprawdopodobniej ta wskazówka zaczerpnięta jest ze znanych praktyk oratorskich, mianowicie wybierano na forum jakiegoś zgromadzenia, podczas prelekcji, kogoś o silnym głosie, i prelegent szeptał mu do ucha, a tamten obwieszczał pozostałym zebranym słuchaczom słowa prelegenta. Rozgłaszajcie na dachach – ta praktyka miała miejsce szczególnie wtedy, gdy zbliżał się szabat. Na dachu stawał wysłany tam człowiek i obwieszczał tym, którzy jeszcze nie wrócili z pola, z pracy, że oto zbliża się szabat, szykujcie się, aby świętować go ku czci Jahwe. Nie ma nic ukrytego, co by nie było ujawnione. Co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. To jedna z trudniejszych prawd, którą często przyjmujemy z wielkim bólem, a mianowicie trzymając się kurczowo doczesnego życia, zapominamy, że to nie jest pełna wartość. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało. Nie bójcie się tych, którzy grożą waszemu życiu. Ja wam powiem, kogo macie się bać. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Bójcie się raczej tego, który podstępnymi, nieraz pozornie dobrymi sposobami czy podpowiedziami, pragnie zaszczepić w was jad śmierci wiecznej. Posłuszeństwo i zaufanie w królowanie Boga pozwala przetrzymać czas, kiedy nie słychać żadnych odpowiedzi na wołanie modlitewne, i kiedy wydaje się, że ktoś tylko na ucho szepcze. Pan Bóg przez jakieś doświadczenie szepcze nam na ucho, a my, niestety, nie jesteśmy w stanie usłyszeć, o co Mu naprawdę chodzi.
Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Skoro cena wróbli jest ustalona, skoro nawet włosy mamy policzone, nie wchodźmy w dialog ze strachem. Ufajmy opatrzności Pana wbrew wszystkiemu. Chcesz dojść do źródła – przypominał Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim” – idź pod prąd. Żeby źródło odnaleźć, trzeba iść ciągle w górę strumienia.
Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. I w tym kontekście znajduje się najmocniejsze zdanie, przesłanie, dzisiejszej lekcji Bożego Słowa: Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Jezus chce, aby wyznawać wiarę w tych okolicznościach, w których jesteśmy. Wyznać wiarę, to znaczy oddać chwałę Bogu, który wie, co jest dalej. To znaczy otrzymać jeszcze większą porcję sił, jeszcze większą dawkę zaufania, i rozpalić miłość, o którą przecież tak naprawdę w życiu chodzi. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Nie wyznać wiary w tych warunkach znaczy osłabiać się coraz bardziej.
Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Prawie z przymrużeniem oka, ale przecież nie z żartem, tylko w celu rozluźnienia napięć, które często niepotrzebnie się w nas gromadzą, Chrystus zachęca: Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Wszystkie siostry i braci, czujących się jak wróbelki, pozdrawiam szczególnie w Mocy Miłości Pana - ksiądz Leszek.