Całe serce
Iz 1,11-17; Ps 50; Mt 10,34 - 11,1;
Niepodzielne serce. O takie serce chodzi Temu, który cały zaangażował się w nasze życie. O takie serce chodzi naszemu Panu. Dziś w Liturgii Słowa ten motyw wychodzi na pierwszy plan. Chrystus walczy całym sobą o to, aby zbawienie dotarło do ludzkich serc. Dziś porusza temat bardzo delikatny, dotykający najbardziej osobistych relacji człowieka, temat związku z bliskimi.
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”.
Słowa te mogą wywołać wstrząs wśród wrażliwszych słuchaczy Pana. Jeżeli nie są właściwie odczytane i zrozumiane, mogą wzbudzić w sercu człowieka spory zamęt. Odebrać je właściwie, to znaczy odczytać je w Duchu, w którym przemawia sam Pan. Wiemy o tym, że każde dobro – związane z osobą, wydarzeniem, spotkaniem, rozmową – ma swoje źródło w miłości Pana. Miłość Pana jest kluczem, jest esencją, wszelkiego dobra. W tym kluczu, w tej miłości, człowiek może przyjąć dobro tak, że przyniesie ono wewnętrzne umocnienie, że będzie pomocą w osiągnięciu pełni zbawienia.
Jeżeli osoby, wydarzenia, sytuacje, które spotykamy i przeżywany, nie są odczytywane najpierw w osobistej relacji do Pana, wówczas mogą stanowić dla nas zagrożenie. Nawet najbliższe osoby, jeśli nie są przez nas przyjmowane w kluczu miłości Pana – jako Jego dar – mogą stanowić dla nas zagrożenie. Pójście za Chrystusem, przejęcie Jego stylu życia, będzie budzić – o czym Chrystus mówi w sposób jednoznaczny – podziały nawet wśród najbliższych. Chodzenie za Chrystusem i lgnięcie do Niego będzie budzić podział między synem a ojcem, córkę a matką, synową a teściową. Ileż naszych braci i sióstr przeżywa na własnym sercu tego typu zdarzenia. Już dziś, podążając prawdziwie za Chrystusem, przeżywają gehennę, wojnę, są wyśmiewani z tego tytułu, że chodzą na spotkania, modlą się w skrytości swego domu, że wierzą księżom, że stanowią jakiś nieżyciowy element tego świata – ze względu na kroczenie za Panem – że zajmują się takimi bzdurami, takimi bajkami...
Nie zapomnę reakcji pewnej młodej osoby, która zapłakana, nie powiedziała ani słowa, ale przekazała mi list o zdarzeniu, które miało miejsce w jej domu. Uczęszczała na spotkania biblijno-charyzmatyczne, często wbrew woli jednego ze swoich rodziców, który zdecydowanie się temu sprzeciwiał. Wyśmiewał ją. Mówił: „Co ty będziesz miał z tych spotkań? Ksiądz żyje z Biblii, a ty? Po co ci to? Ksiądz najwyżej da ci cukierka, ewentualnie cię pogłaszcze.” Rzeczywiście było to przeżycie traumatyczne dla osoby, która w relacji w Panem, znajdując się we wspólnocie i wychwalając Pana, odnajdywała pokój serca.
Dotknięcie tym obrazem, który dziś przez nami kreśli Chrystus, jest bardzo bolesne, o czym nie tylko ta młoda osoba, ale wielu z nas niejednokrotnie mogło się przekonać – i powiedzmy to sobie otwarcie – nieraz się o tym jeszcze przekona. Czy wobec takiej rzeczywistości rezygnować z Pana? Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto podąża wbrew wszystkiemu za Mną, kto dźwiga swój krzyż, znosi pokornie trudy życia, idą po śladach pozostawionych przez Chrystusa, nie jest kimś, kto marnuje swoje życie. Jest kimś, kto je zyskuje. Oddając Panu niepodzielne serce, rzeczywiście je odzyskujemy. Ono nabiera właściwego rytmu, nabiera sił potrzebnych do tego, by iść w stronę właściwą, to znaczy – w stronę Pana.
Bóg nigdy nie zgodzi się na to, aby pozornie za Nim kroczyć. Bóg nigdy nie wyrazi aplauzu dla postaw, które na zewnątrz będą sprawiały wrażenie lgnięcia do Niego, a wewnątrz będą od Niego oddalone. Bóg nie znosi obłudy. Brzydzi się nią. Mówi o tym dziś przez proroka Izajasza: Co Mi po mnóstwie waszych ofiar? Syt jestem całopalenia kozłów i łoju tłustych cielców. Krew wołów i baranów, i kozłów Mi obrzydła. Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną, kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu; święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań, nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości. Nienawidzę całą duszą waszych świąt nowiu i obchodów; stały Mi się ciężarem; sprzykrzyło Mi się je znosić.
Pan bardzo intensywnie odcina się od tego, co jest pozorem lgnięcia do Niego. Na zewnątrz kilka całkiem udanych – po ludzku rzecz biorąc – modlitw, kilka wizyt w kościele, kilka pacierzy, jakiś znak pobożności, a wewnątrz oddalenie. Jeżeli pierwszy odruch serca nie jest dla Pana, na próżno będą wszelkie zewnętrzne oznaki. Jeżeli pierwszy odruch serca nie jest dla Pana, drugi odruch serca jest spóźniony. Pan wzywa jednak, aby wyciągając do Niego ręce, oczyszczać swoje serce: Ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie. Zauważajcie się wzajemnie. Nie stwarzajcie fikcji religijnej. Nie stwarzajcie obłudnej postawy, która wobec Mnie, jako Boga, jest postawą pełną kultu, zewnętrznego oddania, a głęboko w sercu jest oddalona. Nie wytwarzajcie sobie religii, w której waszym Bogiem będzie wewnętrzna satysfakcja: O, dobrze się pomodliłem, dobrze zrobiłem. Dziękuję, że ze mną jest tak w porządku...
Kryterium i właściwym sprawdzianem tego, czy rzeczywiście oddajemy prawdziwą cześć Panu, jest nasza uległość serca wobec Niego, widoczna szczególnie w relacji do osób, które nie radzą sobie w życiu: uciśnionych, sierot, wdów. Właściwa relacja do Pana sprawdza się w tym, na ile potrafimy reagować na tych, którzy pogubili się w życiu, są uciśnieni przez różnego rodzaju przykrości, choroby. Na ile potrafimy wejść w sytuacje osób, które źle się mają, a na ile koncentrujemy się na sobie i na swoich bólach.
Posłuchaj, mój ludu, bo będę przemawiał i będę świadczył przeciw tobie, Izraelu. Czemu wymieniasz moje przykazania, na ustach masz moje przymierze? Ty, co nienawidzisz karności, a słowa moje odrzuciłeś za siebie? Nie znosisz tego, że cię upominam?
Panie, dziękujemy Ci za Twoje Słowo. Dziękujemy Ci za to, że tak bardzo zależy Ci na naszym niepodzielnym sercu, że tak bardzo zależy Ci na tym, abyśmy byli co dzień blisko Ciebie, bo wtedy będziemy blisko wydarzeń, osób, sytuacji pochodzących od Ciebie. Umocnij nas tym Słowem, wstrząśnij naszym sercem, abyśmy potrafili zauważyć, że mówiąc to do nas, mówisz z miłości, której tak bardzo pragniemy.
Pozdrawiam – ksiądz Leszek.