Znaki Opatrzności
Pan Bóg trzyma rękę na pulsie, nawet gdyby wszystko wskazywało na to, że jest odwrotnie. Trzyma rękę na pulsie życia świata nawet wówczas, gdy świat robi wszystko, żeby oderwać Opatrzność Bożą od historii, dziejów narodów i poszczególnych osób.
Dziś Pan potwierdza trzymanie ręki na pulsie przez działanie proroków przemawiających w Liturgii Słowa. Najpierw mamy proroka Amosa, którego historię poznajemy od kilku tygodni. Zostaje on oderwany od swojej codziennej pracy, jaką było przycinanie sykomor oraz wypas owiec, po to, aby iść i stanąć w obliczu zepsucia narodu izraelskiego. Nie spełnia swojej funkcji król, nie spełniają biznesmeni, kupcy, nie spełnia swej funkcji kapłan. Świetnie urządzili się w państwie kosztem ciemiężenia biednego ludu. Obok rośnie potęga mocarstwa, które może za chwilę zagrozić tożsamości narodowej Izraela. I w tym kontekście zjawia się na dworze królewskim przy kapłanie Amazjaszu prorok Amos – znak potwierdzający czuwanie Opatrzności Bożej. Amazjasz nie chce rozpoznać tego znaku. Utrzymuje się na dworze królewskim, schlebia monarsze – nawet namawia go do tego, aby nie słuchał Amosa, i sam nie chce słuchać tego, co mówi Pan Bóg przez niego. Idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I tam jedz chleb, i tam prorokuj. A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą. Znak nie zostaje przyjęty.
Pierwsza bardzo ważna myśl i przesłanie do konkretów naszego życia: Pan Bóg i w tym tygodniu posłał wiele znaków – nie zawsze są one przyjemne i nie zawsze niosą w sobie dawkę radości, ale z pewnością pochodzą od Niego. Pytanie: Na ile rozpatruję moje życie jako siedlisko znaków od Pana Boga, przez które do mnie przemawia? Na ile wydarzenia, osoby, sytuacje, które miały miejsce, w jakich się znalazłem w minionym tygodniu, były czy są okazją do refleksji nad tym, co Pan Bóg chce do mnie powiedzieć?
Psalmista mówi: Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie. Pan Bóg odpowiada na tę prośbę. Psalmista wyraża gotowość: Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg: oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim. Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie dla tych, którzy się Go boją, i chwała zamieszka w naszej ziemi.
Prorok Amos, oderwany od swojej codzienności – od przycinania sykomor i wypasu owiec – idzie, aby przez czas, który Pan Bóg mu wyznaczył, głosić nawrócenie, przemianę myślenia. Idzie koncentrować lud na Bożej obecności. Odrywać go od zepsucia, w które uwikłał się zarówno król, jak i kapłani, biznesmeni izraelscy, i nakłonić do myślenia tych, którzy kosztem ciemiężenia ubogich sami się wzbogacają.
Ten znak nie zostaje przyjęty. Zostaje odrzucony. Amos odpowiada Amazjaszowi: «Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: "Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego"». Wydarzenia, osoby, sytuacje, są przez Pana Boga często inicjowane, są miejscem spotkania, które objawia Jego wolę. Nie od razu – przypomnijmy – da się tę wolę rozpoznać. Ale nie oznacza to, że trzeba z niej rezygnować, choć Słowo Boże podaje i taką wersję: ucieczkę od refleksji nad tym, co Pan Bóg mówi przez dane wydarzenie.
Podobna sytuacja z nierozpoznaniem Opatrzności Bożej, z brakiem czuwania nad tym, aby w znakach, wydarzeniach, osobach, które przychodzą, szukać obecności Pana, ma miejsce w Ewangelii. Jezus posyłając dwunastu po dwóch, jednocześnie wprowadza ich w realia, w jakich się znajdują: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich». Nie każdego proroka, nie każdego posłańca, dodajmy – nie każde wydarzenie – chcemy przyjmować w Duchu Pana. To jest dla nas ostrzeżeniem, ale także zachętą, abyśmy byli niezwykle ostrożni. Nie należy pochopnie oceniać sytuacji ani wyciągać wniosków, że to na pewno jest wydarzenie, przez które Pan Bóg chciał mi powiedzieć to i to. To dotyczy również drugiej skrajnej postawy wobec danych wydarzeń, osób i sytuacji, a mianowicie mówienia, że Pan Bóg absolutnie nic nie chce mi przez to powiedzieć, to nie jest Boże. W interpretowaniu wszystkich dziejących się wydarzeń niezwykle istotny jest kontakt z Panem.
Wielka prorokini XX wieku – Matka Teresa z Kalkuty, która swoim życiem ukazywała nadzieję ludziom pozostawionym na ulicy, zabierając ich do hospicjum, organizowała im godne odchodzenie z tego świata – nabierała sił podczas bardzo intensywnej modlitwy, adoracji Najświętszego Sakramentu. Kiedyś współpracujące z nią siostry poinformowały ją, że wzrasta liczba osób, którymi trzeba się zająć, a ponieważ adoracja trwała około godziny, więc zaproponowały Matce, żeby skrócić ją do pół godziny, wówczas będzie mogła więcej czasu poświęcić drugiemu człowiekowi. Matka Teresa zastanowiła się i odpowiedziała: Mamy godzinę adoracji? I potrzebna jest pomoc w większym zakresie? Zatem zróbmy półtorej godziny adoracji. Tu się czerpie siły do tego, by żyć, i żeby życie przyjmować jako dar od Boga, jako miejsce spotkania z Nim – z Panem Bogiem, który do nas przemawia przez rozmaite wydarzenia i przez różne osoby. Nie zawsze jesteśmy w stanie trafnie Go rozpoznać, ale nie znaczy to, że gdy się mylimy, to tracimy wszystko.
Dzisiejsza modlitwa przed czytaniami – kolekta – mówi bardzo wyraźnie: Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twojej prawdy, aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości. Pan Bóg zajmuje się tymi, którzy pobłądzili w interpretowaniu zdarzeń. Nie powinno nas to stresować, a tym bardziej załamywać, że często niewłaściwie czy nawet błędnie rozpoznajemy to, co powinniśmy zrobić, czy też błędnie interpretujemy zdarzenia. Nie wolno rezygnować z kontaktu z Bogiem! Rezygnacja z kontaktu z Bogiem nas osłabi. Żywa relacja z Bogiem nas wzmocni.
Uczniowie, posłani przez Jezusa po dwóch, szli i wzywali do nawrócenia, do przemiany myślenia z tego, które mówi: Jestem sam na tym świecie, wszystko jest dziełem przypadku, wszystko to ślepy los…, na myślenie, które mówi: Opatrzność Boża czuwa nad wszystkim. Pan Bóg do mnie mówi i przemawia przez różne znaki. Wyrzuca też ze mnie to, co jest złym duchem, to, co chce mnie zniechęcić. On uzdalnia mnie do tego, żebym poprzez zdrowe spojrzenie na życie widział Jego obecność w tym świecie.
Bardzo wymowne staje się również ukazanie perspektywy opieki Pana. Po co Pan Bóg się nami opiekuje? Św. Paweł chwali w hymnie skierowanym do Efezjan Boga i Ojca Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Właśnie w Jezusie Chrystusie Bóg najpiękniej się nami opiekuje. W Jezusie Chrystusie prowadzi nas do Siebie. Celem naszego życia jest pełnia zjednoczenia z Nim. Z Miłości jesteśmy przeznaczeni do tego, aby spotkać się z Nim i radować się wiecznie w niebie. W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.
Dostąpiliśmy udziału. Wszystko jest zgodne z zamysłem Jego woli, bylebyśmy ten zamysł potrafili rozpoznać, w czym na pewno pomaga zażyła relacja z Panem. Nie wolno się zrażać przeciwnościami i nie wolno się zrażać tym, że często nas w życiu odrzuca od tej zażyłej relacji z Panem. Często przeszkody wydają się być tak poważne, zranienia tak głębokie, że myślimy, iż nie damy rady, że zupełnie nie jesteśmy w stanie spełniać i szukać woli Bożej. Zrażać się nie wolno, bo pełnia naszych sił to Bóg, a nie kondycja, w której się aktualnie znajdujemy. Każdy zwrot ku Panu Bogu, każde przylgnięcie do Niego, jest źródłem i staje się źródłem nowych sił, nowych inspiracji.
Z odrzuceniem, o którym mówi Chrystus, należy się liczyć. Nie wolno nam nastawiać się na to, że zawsze będziemy mieć dobry humor czy zawsze będziemy mieć właściwe usposobienie – wszyscy nas zrozumieją. Nie wolno nastawiać się na to i uzależniać się od tego, że jeżeli mamy dobry humor, dobre usposobienie, to znaczy, że z naszą wiarą wszystko jest w porządku, a jeżeli jesteśmy zdołowani, przygnębieni, to znaczy, że nasza wiara przeżywa kryzys. Nasza wiara, nasza relacja z Panem Bogiem, jest ponad stany naszego przygnębienia i wewnętrznej pociechy.
Wspomniana wcześniej Matka Teresa z Kalkuty zbierała kiedyś pieniądze na dzieci, którym chciał zorganizować dodatkowe pomieszczenia w hospicjum. Chodziła po różnych domach, prosiła również o datek pewnego biznesmena, który wyszedłszy na zewnątrz swojego domu i zobaczywszy Matkę Teresę, po prostu ją wykpił i opluł. Ona wytarła spokojnie twarz i powiedziała: To dla mnie, a teraz proszę o coś dla dzieci. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich. Matka Teresa otarła twarz z oplucia.
Niejednokrotnie poczujemy się opluci. Nawet przez życie – jak to często mówimy. Ale nie znaczy to, że jesteśmy odrzuceni. Nie znaczy to, że wszelkie przeciwności i sytuacje niosące w sobie dawkę zniechęcenia, są bogiem, są tym, co ostatecznie decyduje o naszym wewnętrznym życiu. To Pan Bóg jest ponad wszystko i to Jego trzeba chwalić i Jemu dziękować za to, że wie, dokąd nas prowadzi. Dziękujmy za to, że trzyma rękę na pulsie, nawet jak natarczywie będziemy twierdzić, że jest inaczej.
Bądź uwielbiony, Panie, za nadzieję, jaką wlewasz w nasze serce. Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.
Pozdrawiam – ks. Leszek.