Patrzeć tak, aby zobaczyć
Koh 1,2-11; Ps 90; Łk 9,7-9
Mocne akcenty, które w pierwszej chwili brzmią pesymistycznie, przejawiają się dziś w Liturgii Słowa. Najpierw przemawia do nas autor Księgi Koheleta, rozpoczynając kolejny cykl lektury Pisma Świętego w liturgii Kościoła.
Marność nad marnościami – powiada Kohelet – marność nad marnościami, wszystko marność. Rzeczywiście, w pierwszym odbiorze niewiele, oprócz pesymizmu, da się z tekstu wydobyć jako przesłanie skierowane do serca. Słowo marność, które w dokładniejszym tłumaczeniu oznacza podmuch wiatru, nie nastraja nadzieją do życia. Słuchając tych słów, można śmiało odnieść wrażenie, że pisze je człowiek bądź zdegustowany doświadczeniami życia, bądź znużony czy też zniechęcony biegiem spraw, które przeżywa i które go otaczają.
Podmuch wiatru nad podmuchem wiatru – mówi Kohelet – podmuch wiatru nad podmuchem wiatru, wszystko podmuch wiatru.
Grono, do którego adresowana jest Księga Koheleta, to nie są słuchacze przywykli do tanich haseł i prostych sloganów. Autor Księgi Koheleta oczekuje od odbiorców głębszego spojrzenia na rzeczywistość. Jest to księga dość krytyczna wobec rzeczywistości otaczającej człowieka. Zawiera mądrość wolną od tanich i powierzchownych recept. Autor nabywa ją, bacznie i krytycznie obserwując życie i dziejące się wydarzenia. Słuchacze, a zatem i my, są postawieni wobec rzeczywistości głębszych analiz. To wymagająca księga.
Tak wiele krytycyzmu, rozbrzmiewającego w Księdze Koheleta, nie ma na celu zniechęcić człowieka, ale sprowokować jego myślenie i doszukać się w tych penetracjach rzeczywistości, głębi.
Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie.
Jest w świecie jakiś porządek, który zdaje się być cyklicznym, czyli powracającym, ciągle się powtarzającym, tak jakby nie było niczego nowego.
Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego», to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci po tych, co dawniej żyli, ani po tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia o tych, co będą potem.
Mocno krytyczne, ale jednocześnie niezwykle realne w swojej ocenie jest to, co staje się obserwacją autora Księgi Koheleta. Zmieniająca się wokół rzeczywistość ma swój określony, powracający rytm. Słuchacz tych słów bądź ulegnie natychmiastowemu zniechęceniu i pesymizmowi, bądź będzie chciał odczytać to, co stanowi sens wywodu. Oby nam się udało wnikając w teksty natchnione Świętym Duchem – w Księgę Koheleta – wytrwać w lekturze po to, by pozbyć się złudzeń, które po pierwszym wrażeniu wyniesionym z przeczytania tekstu mogą w nas zostać – że jest to księga pesymistyczna.
Ziemia trwa po wszystkie czasy – jest coś wiecznego, do czego człowiek o własnych siłach dojść nie może. Musi być w tym jakiś ukryty sens, co wcale nie jest łatwe do uchwycenia, kiedy człowiek tylko powierzchownie chce do tej rzeczywistości podejść. Jeśli człowiek zatrzymuje się tylko na pierwszym wrażeniu, nie jest łatwo wypatrzyć coś ukrytego głębiej. Nie tak ważne jest pierwsze wrażenie, jak to ostatnie.
W całości lektury tej księgi – przy założeniu, że uda nam się wytrwać, czego sobie życzmy nawzajem – krytyczne spojrzenie autora jest i staje się dla nas prowokacją do myślenia, żeby czasem to, co się dzieje wokół nas, co jest podmuchem wiatru, nie stało się miejscem, w którym chcielibyśmy odnaleźć sens i zinterpretować go po swojemu. W powierzchowności, w krótkim zatrzymaniu się i połowicznej refleksji nad życiem, nie znajdzie się sensu. Potrzebne jest zatrzymanie się i to przy Kimś, kto w tych przemijających warunkach jest niezmienny, staje się wręcz ucieczką od podmuchu wiatru, od przemijania, od powtarzających się wydarzeń, siejących niejednokrotnie zniechęcenie.
Panie, Ty zawsze byłeś nam ucieczką – mówi psalmista, który również podejmuje refleksję nad tym, co przeżywa i co spotyka go w życiu. Obracasz w proch człowieka i mówisz: «Wracajcie, synowie ludzcy». Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, albo straż nocna. Porywasz ich, stają się niby sen poranny – płochy, krótkotrwały – jak trawa, która rośnie: rankiem zielona i kwitnąca, wieczorem więdnie i usycha.
Przemijanie wpisane jest w naszą konstrukcję. Przemijam, przemijasz, przemijamy... Przemijanie wpisane jest w naszą konstrukcję, ale to nie jest cel naszego życia, to nie jest cel kruchości naszego życia – tej kruchości, którą wyraża krótkotrwałość, którą wyrażają obrazy porannego snu, trawy, rano zielonej i kwitnącej, wieczorem zwiędniętej i uschłej. W całości tych przemian i spotykających nas sytuacji potrzebna jest niezwykła mądrość, potrzebna jest mądrość Kogoś, kto jest niezmienny. Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca – mówi psalmista, odwołując się do niezmiennego, wiecznego Pana.
Powróć, o Panie, jak długo będziesz zwlekał? Bądź litościwy dla sług Twoich – prosi psalmista. Prosi o mądrość, prosi o powrót Boga z Jego mądrością do serca człowieka. Jeśli człowiek, odkrywając przemijanie, nie odniesie go do Boga, ulegnie zniechęceniu. Odkrywając tylko zewnętrzną warstwę tekstu Księgi Koheleta, ulegniemy zniechęceniu. Dogłębne wejście w tekst pozwoli odkryć to przesłanie i tę ucieczkę, którą dla wnikliwych i krytycznych obserwatorów życia jest Pan Bóg.
Nasyć nas o świcie swoją łaską, abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć. Niech Twoja łaska, Panie, Twoje działanie w nas, sprawi, aby odżyła w nas radość i abyśmy umieli się cieszyć. Dlaczego? – Dlatego, że dobroć Pana Boga naszego, jest nad nami.
Wspieraj pracę rąk naszych, dzieło rąk naszych wspieraj. Pomóż nam w tym przemijaniu, w tym żmudnym, ciągłym podejmowaniu obowiązków nie zapomnieć o tym, że Ty nas prowadzić, że Ty jesteś niezmienny. Pozwól nam zobaczyć, że to ma sens.
Drogą, prawdą i życiem jest Chrystus, który – jak śpiewamy przed aklamacją w dzisiejszej liturgii – tak nam się przedstawia w Ewangelii Jana. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie.
Dostrzeżenie Chrystusa, który nie przemija, jest naszym zadaniem. Wnikanie w głębię dziejących się wydarzeń, w tych żmudnych i pozornie bezsensownych sytuacjach, nasyca nas łaską Pana. W tych warunkach dogłębnego szukania sensu spływa na nas obficie łaska Pana. Powierzchowność nas wykolei. Trzeba patrzeć na to, co się dzieje, tak, aby nie dostrzegać tylko przemijania, ale aby zobaczyć coś więcej niż podmuch wiatru czy kwitnącą rano, zieloną, piękną trawę, która wieczorem usycha.
Herod słyszy o wielu cudach dokonanych przez Jezusa i w jego sercu budzi się niepokój. Niektórzy mówią mu, że Jan powstał z martwych. To wstrząs dla Heroda. Inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Herod, który w dziejących się wydarzeniach nie widzi jakiegoś głębszego przesłania, dużo traci, nie dostrzegając ostrzeżenia w tym, co zrobił – ścinając Jana. Jak wiemy, straci właściwie wszystko: odniesienie do Boga, swoje życie.
Herod mówił: «Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?» Chce zobaczyć Jezusa. Chce Go zobaczyć, ale nie jest to pragnienie zmierzające do uznania w Chrystusie kogoś więcej, niż tylko cudotwórcy. Chce sobie na Niego popatrzeć, natomiast nie ma w tym pragnieniu chęci dostrzeżenia kogoś więcej, niż tylko Syna Józefa i Maryi, niż jednego z proroków, nawet niż Jana Chrzciciela.
Droga siostro i drogi bracie, przemija nam życie i codzienność, przemijają wydarzenia. Część z nich niejednokrotnie powala nas na ziemię swoją monotonią i znużeniem, ale w tym wszystkim ukryty jest głęboki sens. Panie, dziękujemy Ci, że w żmudnych, codziennych obowiązkach, które podejmujemy, naprawdę jesteś. Pomóż nam na nie tak patrzeć, abyśmy Ciebie w nich dostrzegli.
Pozdrawiam w Mocy obecnego Pana –
ksiądz Leszek Starczewski